Z całej Rosji telefonują ludzie na tzw. gorącą linię administracji obwodu smoleńskiego, założoną w związku z katastrofą samolotu Tu-154 prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego. - Od rana do popołudnia w niedzielę odebrano ponad 300 telefonów - powiedziała dyżurna "gorącej linii" Marina Kobielewa. - Telefonują ludzie od Moskwy po Machaczkałę, z Sankt Petersburga, Kraju Nadmorskiego, Noworosyjska, Wołgogradu i innych miast, głównie z wyrazami współczucia - zaznaczyła.
Niektórzy, jak powiedziała Kobielewa, wyrażają gotowość okazania pomocy materialnej rodzinom tych, którzy zginęli w katastrofie, a którzy przyjadą do Smoleńska. Pewien mieszkaniec Nowogrodu przeczytał swój wiersz napisany pod wrażeniem tragedii, w którym "wyraża ból Rosjanina po tym, co się wydarzyło 10 kwietnia pod Smoleńskiem". W hotelach Smoleńska zarezerwowano miejsca dla rodzin ofiar katastrofy.
Na miejsce tragedii w rejonie Pieczerska wciąż przychodzą ludzie, mieszkańcy pobliskich osiedli, niosą kwiaty i świeczki. Miejsce to odwiedziły już setki mieszkańców Smoleńska, którzy przyszli samotnie lub całymi rodzinami i, jak pisze rosyjska agencja, układali kwiaty wzdłuż drogi, z której widać szczątki samolotu, lub u bramy lotniska. Niektórzy Rosjanie pozostawiają goździki na maskach samochodów dziennikarzy polskich mediów, wyrażając w ten sposób współczucie rodakom ofiar katastrofy.
Na pytania korespondentów mieszkańcy Smoleńska albo nie reagowali, albo rozkładali ręce. - Tu brak słów. To tragedia. Nie jest ważna narodowość, stanowiska. Zginęli niewinni ludzie w strasznej katastrofie - powiedziała mieszkanka Smoleńska, która przyniosła dwa goździki.PAP, arb