Edi Rama, przywódca Albańskiej Partii Socjalistycznej (PPSh) i burmistrz Tirany, zapowiedział, że członkowie jego ugrupowania są gotowi kontynuować głodówkę w namiotach przed siedzibą rządu w Tiranie do czasu ponownego otwarcia urn. - Ta bitwa jest zaszczytem dla tych, którzy w niej uczestniczą - podkreślił. Stan zdrowia głodujących się pogarsza, najbardziej zagrożeni są chorzy na cukrzycę. Kilku z nich odwieziono w środę do szpitala.
Protesty w Albanii, które poza stolicą są też organizowane w innych częściach kraju, trwają od piątku. Opozycja blokowała w środę przez kilka godzin dwie drogi krajowe. Według organizatorów, w piątkowym wiecu w Tiranie uczestniczyło ok. 200 tys. osób. PPSh, która wprowadziła 65 deputowanych do 140-osobowego parlamentu, uważa, że wybory sprzed blisko roku zostały częściowo sfałszowane. Wraz z pięcioma mniejszymi partiami socjalistycznymi już od dłuższego czasu domaga się ponownego przeliczenia głosów. Premier Sali Berisha ze zwycięskiej Albańskiej Partii Demokratycznej (PDSh), która ma 68 posłów, odmawia, podkreślając, że sąd już raz odrzucił taką możliwość.
Socjaliści od kilku miesięcy blokują prace parlamentu, stosując bojkot, co uniemożliwia przeprowadzenie jakichkolwiek reform w kraju, który oficjalnie stara się o członkostwo w Unii Europejskiej. Z Brukseli napływa krytyka obecnej sytuacji w Albanii. Unijny komisarz ds. rozszerzenia Sztefan Fuele obwinia za obecną sytuację obie partie i namawia do jak najszybszego rozwiązania konfliktu.
PAP, arb