Premier Gordon Brown zdecyduje o wyborze politycznej opcji w oparciu o wyniki głosowania w czwartkowych wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii - powiedzieli PAP w piątek brytyjscy komentatorzy.
Według "Guardiana" Brown zrezygnuje z prób utworzenia nowego rządu, jeśli opozycyjna Partia Konserwatywna zdobędzie w 650-osobowej Izbie Gmin co najmniej 320 mandatów.
Cameron wygrywa, ale nie może rządzić samodzielnie
Dotychczas ogłoszone oficjalne wyniki wskazują, że progu 320 miejsc raczej nie przekroczy. Już teraz wiadomo, że na pewno nie będzie miała bezwzględnej większości wynoszącej 326.
"Dopóki nie znamy dokładnego rozkładu mandatów nie ma o czym negocjować i teoretycznie możliwe są różne opcje" - powiedziała PAP prof. Helen Wallace z Europejskiego Instytutu London School of Economics.
"Jeśli wyborcza arytmetyka wykaże, iż potencjalnie trwała koalicja laburzystów i liberalnych demokratów jest możliwa, to dojdzie do twardych negocjacji między obu partiami, o których wyniku trudno przesądzać, ponieważ obok prostej arytmetyki liczy się też polityczny kontekst negocjacji" - zaznacza.
Także Cameron zdecyduje o opcjach w oparciu o arytmetykę wyborczą, choć zdaniem Wallace, jeśli otrzyma od Elżbiety II misję utworzenia nowego rządu, to na koalicję z liberalnymi demokratami się nie zanosi, ponieważ taka idea jest wśród torysów niepopularna.
Helen Wallace sądzi, iż liberałom byłoby łatwiej wejść w koalicję z laburzystami, ponieważ spory odłam Partii Pracy popiera reformę ordynacji wyborczej, choć na obecnym etapie nie ma jasności, jaka byłaby alternatywa dla obecnego systemu jednomandatowych okręgów wyborczych, w których wygrywa kandydat z największą liczbą uzyskanych głosów.
Dla komentatora tygodnika "Spectator" Petera Oborne'a Wielka Brytania znalazła się w "kryzysie konstytucyjnym tym poważniejszym, iż zbiega się on z kryzysem gospodarczym".
"W czasie poważnego kryzysu gospodarczego przystępowanie do rozmów w sprawie systemu wyborczego trudno uznać za przejaw (politycznego) przywództwa lub świadomości problemów, w obliczu których stoi kraj" - zaznaczył w rozmowie z PAP.
Na pytanie, czy możliwa byłaby koalicja laburzystów z liberałami odpowiada "nie wiem".
Oborne nie wyklucza, iż podwójny kryzys konstytucyjny i gospodarczy może potrwać dłuższy czas.
Publicysta "The Independent" Michael Brown sądzi, iż słowo "kryzys" jest określeniem "na wyrost", choć przyznaje, że jest "wiele niewiadomych".
"Wyborcy przemówili, ale nikt nie wie, co właściwie mieli na myśli" - powiedział PAP.
Michael Brown spodziewa się, że do końca maja dojdzie do zmiany na stanowisku premiera i że nie będzie nim obecny szef rządu. "W międzyczasie życie będzie się toczyć dalej, a słońce nie przestanie świecić" - dodał.
PAP, im
Cameron wygrywa, ale nie może rządzić samodzielnie
Dotychczas ogłoszone oficjalne wyniki wskazują, że progu 320 miejsc raczej nie przekroczy. Już teraz wiadomo, że na pewno nie będzie miała bezwzględnej większości wynoszącej 326.
"Dopóki nie znamy dokładnego rozkładu mandatów nie ma o czym negocjować i teoretycznie możliwe są różne opcje" - powiedziała PAP prof. Helen Wallace z Europejskiego Instytutu London School of Economics.
"Jeśli wyborcza arytmetyka wykaże, iż potencjalnie trwała koalicja laburzystów i liberalnych demokratów jest możliwa, to dojdzie do twardych negocjacji między obu partiami, o których wyniku trudno przesądzać, ponieważ obok prostej arytmetyki liczy się też polityczny kontekst negocjacji" - zaznacza.
Według niej, nie można też wykluczać, iż Brown pozostanie u władzy na czele mniejszościowego rządu, uzyskując od liberałów i większości innych frakcji rodzaj deklaracji o nieagresji.
Jeśli żadna z tych opcji się nie zmaterializuje, to Brown złoży dymisję na ręce Elżbiety II, która zadanie utworzenia nowego rządu powierzy liderowi torysów Davidowi Cameronowi jako przywódcy największej frakcji w Izbie Gmin.Także Cameron zdecyduje o opcjach w oparciu o arytmetykę wyborczą, choć zdaniem Wallace, jeśli otrzyma od Elżbiety II misję utworzenia nowego rządu, to na koalicję z liberalnymi demokratami się nie zanosi, ponieważ taka idea jest wśród torysów niepopularna.
Helen Wallace sądzi, iż liberałom byłoby łatwiej wejść w koalicję z laburzystami, ponieważ spory odłam Partii Pracy popiera reformę ordynacji wyborczej, choć na obecnym etapie nie ma jasności, jaka byłaby alternatywa dla obecnego systemu jednomandatowych okręgów wyborczych, w których wygrywa kandydat z największą liczbą uzyskanych głosów.
Dla komentatora tygodnika "Spectator" Petera Oborne'a Wielka Brytania znalazła się w "kryzysie konstytucyjnym tym poważniejszym, iż zbiega się on z kryzysem gospodarczym".
"W czasie poważnego kryzysu gospodarczego przystępowanie do rozmów w sprawie systemu wyborczego trudno uznać za przejaw (politycznego) przywództwa lub świadomości problemów, w obliczu których stoi kraj" - zaznaczył w rozmowie z PAP.
Na pytanie, czy możliwa byłaby koalicja laburzystów z liberałami odpowiada "nie wiem".
Oborne nie wyklucza, iż podwójny kryzys konstytucyjny i gospodarczy może potrwać dłuższy czas.
Publicysta "The Independent" Michael Brown sądzi, iż słowo "kryzys" jest określeniem "na wyrost", choć przyznaje, że jest "wiele niewiadomych".
"Wyborcy przemówili, ale nikt nie wie, co właściwie mieli na myśli" - powiedział PAP.
Michael Brown spodziewa się, że do końca maja dojdzie do zmiany na stanowisku premiera i że nie będzie nim obecny szef rządu. "W międzyczasie życie będzie się toczyć dalej, a słońce nie przestanie świecić" - dodał.
PAP, im