Na wspólnej z Karzajem konferencji prasowej Obama podkreślił, że to, czy USA i NATO odniosą w Afganistanie sukces, "będzie miało konsekwencje dla całego regionu". Stawką bowiem - kontynuował - jest pokonanie talibów i rozbrojenie sprzymierzonej z nimi Al-Kaidy.
Prezydent zaznaczył jednak, że Waszyngton doskonale rozumie, iż środki militarne nie wystarczą do pozostawienia w Afganistanie silnego rządu i zapewnienia tam stabilizacji - potrzebne są też szerokie działania polityczne.
Zapytani o "napięcia" między nimi, obaj przywódcy zapewniali, że mają to już za sobą.
"Wiele doniesień na ten temat było przesadzonych" - powiedział Obama, dodając, że jest teraz zadowolony z wysiłków podejmowanych przez Karzaja na rzecz postępów w Afganistanie.
Amerykańska administracja i prezydent osobiście publicznie krytykowali kilka miesięcy temu afgańskiego prezydenta za to, że nie walczy z korupcją i handlem narkotykami. Karzaj, z kolei, miał pretensje do USA m.in. o cywilne ofiary w czasie operacji wojskowym przeciw talibom.
Na konferencji prasowej Obama i Karzaj zastrzegali, że także w przyszłości mogą się między nimi pojawić rozbieżności, ale podkreślali, że łączy ich wspólny cel i sojusz jest wciąż silny.
"Są lepsze i gorsze dni, czasem mamy różne opinie, ale nasze więzi przetrwały przez kilka lat, także wtedy, gdy byliśmy ze sobą szczerzy" - powiedział Karzaj. "Teraz nawet jesteśmy ze sobą związani bardziej niż kiedykolwiek" - dodał.
Na konferencji nie wypłynął w ogóle drażliwy temat korupcji w Afganistanie. Karzaj - jak zauważyli obserwatorzy - w czasie całej wizyty w Waszyngtonie podejmowany jest cieplej niż poprzednio.
Obama podkreślił, że USA będą robić wszystko co w ich mocy, aby zminimalizować cywilne ofiary akcji swoich wojsk.
"Dla mnie to nie jest tylko problem polityczny. To coś, za co sam czuje się odpowiedzialny, nie traktuję tego lekko, i będziemy robić wszystko, żeby temu zapobiegać" - powiedział.
Wyraził też zrozumienie i poparcie dla prób rozmów z talibami, aby część z nich przeciągnąć na stronę rządu afgańskiego.
Według prezydenta USA, w Afganistanie odnotowano postęp, m.in. w szkoleniu miejscowych sił, które mają przejmować zadania ochrony bezpieczeństwa od sił USA i NATO. "Afganistan stoi jednak przed poważnymi wyzwaniami" - dodał.
Karzaj uzasadniał tę taktykę, opisując talibów jako luźne i zróżnicowane ugrupowanie.
"Są tysiące talibów, którzy wcale nie są motywowani ideologicznie. To wiejscy chłopcy szukający zatrudnienia. To do nich się zwracamy" - powiedział.
Karzaj bronił też swojego flirtu z Iranem, którego prezydent Mahmud Ahmadineżad odwiedził niedawno Kabul.
"Iran jest naszym sąsiadem i naszym bratem. Chcemy mieć z nim jak najlepsze stosunki" - oświadczył. Dodał jednak, że USA są "partnerem i przyjacielem Afganistanu" i "najbardziej przyczyniają się do jego bezpieczeństwa".
PAP, mm