Lewandowski przyznał, że z samego Funduszu Solidarności Polska może oczekiwać na maksymalnie nieco ponad 100 mln euro na rekompensatę części kosztów. To nie jest wielka kwota, zważywszy że straty najpewniej przekroczą 2,125 mld euro, czyli wymagany próg, by powódź w Polsce uznana została za katastrofę naturalną kwalifikującą się do pomocy z Funduszu Solidarności. Dlatego Lewandowski zwrócił uwagę na tradycyjne fundusze strukturalne i spójności, jakie Polska otrzymuje z budżetu UE, które mogłyby też być wydane na działania związane z powodzią.
- Korzyści Polski z obecności w UE to przede wszystkim setki milionów euro na inwestycje profilaktyczne, zapobiegające klęskom żywiołowym. Główny wysiłek powinien być oparty na funduszach, które w przyszłości pozwolą nam zapobiegać katastrofom - uważa Lewandowski. - Sądzę, że byłoby teraz zrozumienie dla pewnej elastyczności w zagospodarowaniu funduszy strukturalnych, choć jak wiemy Polska - strasznie głodna tego typu inwestycji - pospieszyła się w obecnej perspektywie i większość pieniędzy została w jakiś sposób rozdysponowana. Ale mamy do czynienia z siłą wyższą, co jest doskonale zrozumiałe w Brukseli - dodał.
Polska ma 10 tygodni od wystąpienia pierwszej szkody na złożenie wniosku o pomoc z Funduszu Solidarności. Powinny się w nim znaleźć informacje określające m.in. całkowite szkody, ich wpływ na ludność oraz gospodarkę, a także szacowany koszt działań, na które zostałyby przeznaczone środki z funduszu. Fundusz nie rekompensuje strat prywatnych. Państwa członkowskie mogą z tych pieniędzy pokryć część wydatków na odbudowę zniszczonej infrastruktury, działania służb ratowniczych czy zapewnienie czasowego zakwaterowania powodzianom.
PAP, arb