Protestujący dziennikarze nieśli transparenty z napisami "Stop cenzurze" oraz rozdawali przechodniom gazety "Nieprawda Ukrainy". W satyrycznym tonie opisali w niej, jak może wyglądać Ukraina za dwa lata, kiedy Janukowyczowi i jego ekipie uda się przejąć całą władzę w państwie.
"Nie ma dziś, jak za czasów byłego prezydenta Leonida Kuczmy, rozsyłanych z administracji prezydenckiej wskazówek dla redakcji, o czym mają informować, a o czym nie, lecz stosowane są bardziej subtelne metody: rozmowy z redaktorami naczelnymi albo odsuwanie nielojalnych dziennikarzy od tematów dotyczących władzy" - powiedziała PAP Natalia Ligaczowa, redaktor naczelna czasopisma "Telekrytyka", zajmującego się ukraińskimi mediami.
Zdaniem Ligaczowej powrót cenzury na Ukrainę wywołany jest w dużej mierze demonstrowaną przez właścicieli mediów chęcią przypodobania się władzy.
"Jesteśmy zaniepokojeni autocenzurą uprawianą przez właścicieli mediów, którzy chcą udowodnić lojalność wobec władz" - podkreśliła.
Przed powrotem cenzury na Ukrainie alarmowali na początku maja dziennikarze dwóch stacji telewizyjnych: "1plus1" i STB. Jak wówczas oświadczyli, ich szefowie nie pozwalają na emisję materiałów, w których krytykowane są obecne władze państwa.
Zaniepokojenie tą sytuacją wyraziły wtedy m.in. Europejska Federacja Dziennikarzy (EFJ) oraz europejska grupa Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ).
pap, em