- Spotkanie Sarkozy-Merkel ma być sygnałem, że Paryż i Berlin są świadome swej ogromnej odpowiedzialności, a spory także są formą dialogu - oceniła ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej Claire Demesmay. - Różnice w spojrzeniu na politykę gospodarczą, obecne od wielu lat, z większą siłą uwidoczniły się w trakcie obecnego kryzysu - powiedziała Demesmay. Wyjaśniła, że dotyczą one dwóch zasadniczych spraw: programów oszczędności budżetowych oraz ustanowienia w UE zarządzania gospodarczego.
- Niemcy preferują kroki oszczędnościowe, przyjęły program cięć budżetowych, a Francuzi są dużo bardziej ostrożni, bo obawiają się recesji. Niemcy podkreślają niezależność Europejskiego Banku Centralnego, Francja zaś chce aktywniejszej roli rządów w polityce gospodarczej. Berlin chciałby także, by planowane zarządzanie gospodarcze w UE objęło wszystkie 27 państw członkowskich, bo boi się podziału Unii, Francja zaś chce ograniczyć zarządzanie do 16 krajów strefy euro - wyliczała Demesmay.
Między Francją a Niemcami iskrzyło też w czasie negocjacji nad pomocą dla pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji oraz pakietem ratunkowym dla państw strefy euro, które popadną w problemy finansowe. Angeli Merkel zarzucono, że zbyt długo zwlekała z decyzją, przez co wzrosły koszty walki z kryzysem.
Jak pisze w najnowszym numerze tygodnik "Der Spiegel", na nadzwyczajnym szczycie UE w Brukseli na początku maja Sarkozy zaskoczył Merkel, przedstawiając plan ratunkowy dla strefy euro, który przygotował wspólnie z premierem Włoch Silvio Berlusconim. Merkel nie zgodziła się jednak poprzeć planu, dopóki ministrowie finansów nie wyjaśnili szczegółowych kwestii. "Mimo to Sarkozy oświadczył, że jego pomysły zostały zrealizowane w 95 proc. Merkel była wściekła" - ujawnia "Spiegel". Tak to jest, gdy spotykają się "Madame Non i Monsieur Duracell", którego baterie wydają się niewyczerpane - ironizuje "Spiegel".
PAP, arb