Jak podaje „The Washington Post” Hillary Clinton przewyższyła popularnością Barracka Obamę. Bez względu na to, czy ankieterzy pytają o sympatię, czy o ocenę pracy, sekretarz stanu cieszy się większą przychylnością Amerykanów niż prezydent kraju. Clinton, o której Obama powiedział kiedyś, że „da się lubić”, jest teraz bardziej lubiana niż on sam, a jej przewaga nad głową państwa waha się od 10 do 25 procent w zależności od sondażu.
Waszyngtoński dziennik uzasadnił jej popularność choćby jej komentarzami potępiąjącymi handel ludźmi i niewolnictwo, co spowodowało, że Amerykanie dostrzegli w niej "oddanego lidera", podczas gdy w tym samym czasie prezydent Obama odwiedzał stany Alabama i Mississippi próbując poprawić wizerunek swój i swojej administracji, której zarzuca się, że nie zareagowała wystarczająco szybko na wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej. - Handlarze ludźmi muszą zostać postawieni przed prawem - powiedziała wybijająca się na pierwszoplanową postać Białego Domu Clinton przyrzekając swoje oddanie "zakończeniu tej strasznej zbrodni" przeciwko ludzkiej godności.
Obama ostatnio zajmował się głównie wyciekiem ropy i swoim wizerunkiem w mediach, a zwłaszcza popularnością mieszkańców zagrożonych stanów. Komentarz, w którym powiedział im o „strachu, że wyciek może mieć długotrwały impakt na sposób w jaki życie toczyło się od pokoleń" na pewno nie pomógł jego popularności.
Obama postawił na bezwzględną szczerość wypowiedzi, co jednak nie okazało się dobrą taktyką w budowaniu poparcia wśród Amerykanów, podczas gdy Hillary Clinton, korzystając ze swojej niższej rangą pozycji, skupiała się na rzeczach mniej kontrowersyjnych i relatywnie drugoplanowych.
Popularność Hillary Clinton nie powinna jednak dziwić, bo zarówno Colin Powell, jak i Condoleezza Rice, czyli sekretarze stanu w administracji George'a W. Busha, byli również bardziej popularni niż prezydent. Nie jest to jednak uniwersalny trend, bo np. sekretarz stanu Warren Christopher nie przewyższał popularnością swojego zwierzchnika Billa Clintona.
The Washington Post, kk
Obama ostatnio zajmował się głównie wyciekiem ropy i swoim wizerunkiem w mediach, a zwłaszcza popularnością mieszkańców zagrożonych stanów. Komentarz, w którym powiedział im o „strachu, że wyciek może mieć długotrwały impakt na sposób w jaki życie toczyło się od pokoleń" na pewno nie pomógł jego popularności.
Obama postawił na bezwzględną szczerość wypowiedzi, co jednak nie okazało się dobrą taktyką w budowaniu poparcia wśród Amerykanów, podczas gdy Hillary Clinton, korzystając ze swojej niższej rangą pozycji, skupiała się na rzeczach mniej kontrowersyjnych i relatywnie drugoplanowych.
Popularność Hillary Clinton nie powinna jednak dziwić, bo zarówno Colin Powell, jak i Condoleezza Rice, czyli sekretarze stanu w administracji George'a W. Busha, byli również bardziej popularni niż prezydent. Nie jest to jednak uniwersalny trend, bo np. sekretarz stanu Warren Christopher nie przewyższał popularnością swojego zwierzchnika Billa Clintona.
The Washington Post, kk