Rosja pomoże Kalifornii! – taki radosny news przekazuje dziś swoim widzom telewizja informacyjna „Rossija 24”. Chodzi o milion dolarów rocznie, który rosyjska firma Renova Group planuje przekazywać na restaurację Fort – Ross, osady pierwszych rosyjskich emigrantów na Nowym Kontynencie.
Dmitrij Miedwiediew nie przyjechał jednak do najbogatszego stanu USA, aby zachwycać się zabytkami. Wprost przeciwnie - rosyjskiemu prezydentowi, który modernizację państwa i jego rozwój technologiczny uczynił swoją ideą przewodnią, marzy się rodzima wersja Doliny Krzemowej. Choć droga do realizacji tych śmiałych planów jeszcze daleka, rosyjski przywódca nie traci animuszu, ani pewności siebie.
Przy dobrze zbudowanym Arnoldzie Schwarzeneggerze, drobny Miedwiediew wygląda jak uczniak. W przeciwieństwie do swego poprzednika, Władimira Putina, o którym mówi się, że nie znosi wyższych od siebie polityków – dowodem na co, mogą być trudne stosunki z Aleksandrem Łukaszenką i Micheilem Saakaszwili - prezydent Rosji nie wyglądał na speszonego. Na spotkaniu z gubernatorem Kalifornii Miedwiediew uśmiechał się w iście hollywoodzkim stylu. Nic dziwnego, były aktor, który popularność w Rosji zdobył w czasach pierwszych magnetowidów, nie ustawał w komplementowaniu rosyjskiej głowy państwa.
Na spotkaniu z Barackiem Obamą strony umówią perspektywy dalszej współpracy, przede wszystkim gospodarczej. Zapewne nie da się ominąć trudniejszych kwestii dotyczących polityki międzynarodowej. Mimo ciepłych gestów, których nie szczędzą zarówno w Białym Domu, jak i Kremlu, na rosyjsko–amerykańskiej „pierezagruzce" pojawiły się rysy.
Rosjanie konsekwentnie wzmacniają swoje wpływy na postradzieckiej przestrzeni. Dość wspomnieć obalenie proamerykańskiego prezydenta Kirgistanu, Kurmanbeka Bakijewa i przedłużoną o wiele lat obecność Floty Czarnomorskiej na ukraińskim Krymie. To nie może podobać się Amerykanom, nawet jeśli dzisiejsza administracja Białego Domu swe strategiczne interesy realizuje w innych częściach świata.
Amerykańscy komentatorzy pozostają sceptyczni i za pośrednictwem prasy ostrzegają, aby nie dać się zwieść przyjaznej postawie Miedwiediewa, który poza warstwą werbalną, kontynuuje polityczną linię swojego poprzednika.
Przy dobrze zbudowanym Arnoldzie Schwarzeneggerze, drobny Miedwiediew wygląda jak uczniak. W przeciwieństwie do swego poprzednika, Władimira Putina, o którym mówi się, że nie znosi wyższych od siebie polityków – dowodem na co, mogą być trudne stosunki z Aleksandrem Łukaszenką i Micheilem Saakaszwili - prezydent Rosji nie wyglądał na speszonego. Na spotkaniu z gubernatorem Kalifornii Miedwiediew uśmiechał się w iście hollywoodzkim stylu. Nic dziwnego, były aktor, który popularność w Rosji zdobył w czasach pierwszych magnetowidów, nie ustawał w komplementowaniu rosyjskiej głowy państwa.
Na spotkaniu z Barackiem Obamą strony umówią perspektywy dalszej współpracy, przede wszystkim gospodarczej. Zapewne nie da się ominąć trudniejszych kwestii dotyczących polityki międzynarodowej. Mimo ciepłych gestów, których nie szczędzą zarówno w Białym Domu, jak i Kremlu, na rosyjsko–amerykańskiej „pierezagruzce" pojawiły się rysy.
Rosjanie konsekwentnie wzmacniają swoje wpływy na postradzieckiej przestrzeni. Dość wspomnieć obalenie proamerykańskiego prezydenta Kirgistanu, Kurmanbeka Bakijewa i przedłużoną o wiele lat obecność Floty Czarnomorskiej na ukraińskim Krymie. To nie może podobać się Amerykanom, nawet jeśli dzisiejsza administracja Białego Domu swe strategiczne interesy realizuje w innych częściach świata.
Amerykańscy komentatorzy pozostają sceptyczni i za pośrednictwem prasy ostrzegają, aby nie dać się zwieść przyjaznej postawie Miedwiediewa, który poza warstwą werbalną, kontynuuje polityczną linię swojego poprzednika.