O najwyższy urząd w kraju ubiega się 24 kandydatów, więc niedzielna elekcja najpewniej nie wyłoni zdecydowanego zwycięzcy - pisze Reuters. Wśród faworytów znajdują się przywódca Zgromadzenia Ludu Gwinei Alpha Conde i Cellou Dalein Diallo ze Związku Sił Demokratycznych Gwinei. Do głosowania uprawnionych jest 4,2 mln Gwinejczyków spośród 23 milionów obywateli. Ponad 122 tys. Gwinejczyków ma głosować za granicą w 17 krajach. Wyników należy spodziewać się do środy. Drugą turę przewidziano na 18 lipca.
- Cieszę się, że mogę głosować w wolnych wyborach - powiedziała AFP 50-letnia kobieta głosująca w stolicy kraju Konakry. -Bez względu na to kto wygra, przede wszystkim chcemy pokoju i polepszenia standardów życia - mówiła agencji Reutera inna kobieta, stojąca w długiej kolejce do lokalu wyborczego.
Tymczasowy prezydent Gwinei generał Sekouba Konate powiedział w sobotę wieczorem, że wszyscy Gwineiczycy stoją wobec oceny historii. Jak wcześniej obiecywał, żaden przedstawiciel armii, ani kierujący obecną transformacją nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich, i słowa dotrzymał - pisze agencja AFP. Przejściowy rząd, powołany w lutym br., ma kierować krajem do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich. Wojskowi ministrowie są członkami zrekonstruowanej junty wojskowej, która objęła władzę w końcu 2008 r. Nie brali oni udziału w masakrze ludności cywilnej w czasie demonstracji przeciwko polityce władz, jaka odbyła się we wrześniu ub. roku w Konakry. Poniosło wówczas śmierć co najmniej 156 osób.
Momentem przełomowym było zawarcie porozumienia między oficerami wchodzącymi w skład obecnej junty a wojskowym dyktatorem Moussą Dadis Camarą, który zgodził się opuścić kraj i przekazać władzę. Tuż po objęciu władzy Camara cieszył się poparciem znacznej części społeczeństwa, oczekującego zmian po latach rządów Lansana Conte, które wpędziły Gwineę - największego na świecie eksportera boksytów (używa się ich do produkcji aluminium) - w trudności gospodarcze. Jednak działania Camary, jego ataki na byłych sprzymierzeńców w armii oraz podejrzenia, że wystartuje w wyborach prezydenckich w 2010 roku, wywołały sprzeciw w kraju.
PP / PAP