W północnokoreańskim szachu

W północnokoreańskim szachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Barack Obama to kolejny amerykański prezydent, który nie ma pomysłu jak rozwiązać problem zbrojeń atomowych Korei Północnej.
Jeszcze żadnemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych, przy całej ich potędze, nie udało się sprawić, by Korea Północna przestała grozić swym sąsiadom (głównie Korei Południowej) i zrezygnowała z wojskowego programu atomowego, który pozostaje całkowicie poza kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Barack Obama w tej kwestii niczym się nie wyróżnia. Także i on zdaje się mieć związane ręce.

Można powiedzieć, że obecna administracja prezydencka jest tak samo zagubiona jak ekipa George`a W. Busha i również stosuje podwójne standardy. O ile w przypadku Iranu Biały Dom prezentuje względnie nieprzejednaną politykę i zwiększa presję („szczucie" Izraelem, zwiększanie obecności wojskowej w regionie), to w kwestii Korei Północnej utrzymuje drogę rozmów i mediacji.

Nawet po próbie jądrowej w październiku 2006, prezydent George W. Bush zachował nietypowy dla siebie dyplomatyczny ton stwierdzając, że „należy wypróbować wszelkie metody dyplomatyczne zanim użyje się wojsk". Szczególnie zaskakujący był ruch Busha, kiedy mimo kłamstw i oszustw reżimu usunął Koreę Północną z listy państw wspierających terroryzm (na której była od 1988 roku), a nawet zapowiedział możliwość cofnięcia nałożonych po wojnie w latach pięćdziesiątych sankcji gospodarczych.

Co w tej sprawie robi ekipa Baracka Obamy? Również nic. Korea Północna zatopiła niedawno okręt wojenny należący do Korei Południowej i utrzymuje agresywną retorykę. Gdy w stosunku do Iraku w 2003 roku pojawiły się jedynie przypuszczenia, że Saddam Hussajn może mieć broń masowego rażenia (co okazało się nieprawdą), dla Stanów Zjednoczonych był to wystarczający powód do rozpoczęcia interwencji zbrojnej. Gdy jednak Korea Północna zrywa pieczęcie z reaktorów atomowych, gdy wystrzeliwuje rakiety balistyczne przelatujące nad Japonią i gdy topi okręt Korei Południowej, Amerykanie odpowiadają spokojnie: „działania Korei Północnej są niedopuszczalne". I sprawę kierują na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, którą wielokrotnie wykorzystywali do własnych interesów.

Teraz sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest jeszcze bardziej napięta niż kilka miesięcy wcześniej. Mimo to Amerykanie nadal są zagubieni i skonsternowani – wojna jest ostatnią rzeczą jakiej potrzebują zarówno oni, jak i Korea Południowa. A będzie jeszcze gorzej, bo komunistyczny reżim w Phenianie zapowiedział dalszy rozwój broni atomowej i rakiet balistycznych.

Phenian dobrze wyczuwa amerykańskie stanowisko oraz niechęć przed jakimkolwiek rozwiązaniem siłowym. Słusznie uznaje, że broń atomowa to dobra karta przetargowa, a także skuteczna polisa ubezpieczeniowa i parasol ochronny, bo na dłuższą metę siły północnokoreańskie w konflikcie konwencjonalnym skazane byłyby na porażkę. Lepiej więc straszyć bombą atomową i w ten sposób szachować cały świat.