Amerykanie ponoć od dawna nie wiedzą gdzie ukrywa się Osama bin Laden. Nie ma to większego znaczenia, bo przecież jego schwytanie niczego by nie zmieniło.
Jeżeli Stany Zjednoczone faktycznie nie mają pojęcia, gdzie ukrywa się najbardziej poszukiwany do niedawna wróg Ameryki, za którego wyznaczono 25 milionów dolarów nagrody, nie świadczy to najlepiej o służbach wywiadowczych tego państwa. Jak więc widać nie są one wcale takie sprawne jak sugerują choćby niezliczone hollywoodzkie filmy sławiące wielkość Ameryki. W rzeczywistości okazuje się bowiem, że wyśledzenie jednego człowieka przekroczyło ich możliwości i to pomimo posiadania tak ogromnych funduszy.
Gdzie jest Osama bin Laden? Tego nie wie nikt, ale nie brakuje sensacyjnych doniesień na temat miejscu jego pobytu. Stały się one bowiem już dawno elementem walki politycznej. Gdy trzeba zdyskredytować Iran rozpowszechnia się informację, że Osama bin Laden wiedzie spokojne i luksusowe życie w Teheranie. Z kolei prezydent tego państwa, Mahmud Ahmedineżad przekonuje, iż istnieją dowody na pobyt bin Ladena w Waszyngtonie. Inni wskazują Afganistan, Pakistan, Somalię. Podać można dowolne miejsce na świecie. Tymczasem Osama bin Laden rozpłynął się w powietrzu.
Nie wiadomo, kiedy bin Laden przestał tak naprawdę być rzeczywistym wrogiem Stanów Zjednoczonych, a stał się wrogiem mitycznym. Wątpliwe jest, by to on planował i koordynował akcje al Kaidy gdzieś z gór Afganistanu czy Pakistanu. Prawdopodobnie stracił lub oddał władzę w swojej organizacji, która stanowi siłę i bez niego. Bin Laden nie pokazuje się już publicznie, być może nawet nie żyje. Nie inspiruje swoimi odezwami rzeszy islamskich radykałów, ale wciąż stanowi dla nich symbol walki o wiarę z niewiernymi. Będzie on tym symbolem już zawsze – żywy lub martwy, jako lider al Kaidy i jako jej były szef. Jest więc jak święty Mikołaj – nieważne czy istnieje czy nie, ważne, że wpływa na życie setek tysięcy osób.
Co więc mogłoby dać złapanie Osamy bin Ladena? Co najwyżej zwycięstwo propagandowe Stanów Zjednoczonych i poczucie sukcesu. Pochwycenie Saudyjczyka nie zmieniłoby jednak świata tak jak złapanie Saddama Hussajna nie zmieniło zupełnie nic w Iraku. Był to sukces propagandowy, po którym ataków wcale nie było mniej. Po złapaniu bin Ladena nie zakończyłaby się nagle wojna w Afganistanie, w Somalii islamiści nie rozpisaliby demokratycznych wyborów i nie zwołaliby okrągłego stołu.
Również al Kaida to obecnie przede wszystkim międzynarodowa marka, symbol, coś w rodzaju znaku towarowego, użyczanego różnym organizacjom terrorystycznym. A symbolu pokonać się nie da. Tak samo jak bin Ladena i pewnej filozofii, którą on głosi.
Gdzie jest Osama bin Laden? Tego nie wie nikt, ale nie brakuje sensacyjnych doniesień na temat miejscu jego pobytu. Stały się one bowiem już dawno elementem walki politycznej. Gdy trzeba zdyskredytować Iran rozpowszechnia się informację, że Osama bin Laden wiedzie spokojne i luksusowe życie w Teheranie. Z kolei prezydent tego państwa, Mahmud Ahmedineżad przekonuje, iż istnieją dowody na pobyt bin Ladena w Waszyngtonie. Inni wskazują Afganistan, Pakistan, Somalię. Podać można dowolne miejsce na świecie. Tymczasem Osama bin Laden rozpłynął się w powietrzu.
Nie wiadomo, kiedy bin Laden przestał tak naprawdę być rzeczywistym wrogiem Stanów Zjednoczonych, a stał się wrogiem mitycznym. Wątpliwe jest, by to on planował i koordynował akcje al Kaidy gdzieś z gór Afganistanu czy Pakistanu. Prawdopodobnie stracił lub oddał władzę w swojej organizacji, która stanowi siłę i bez niego. Bin Laden nie pokazuje się już publicznie, być może nawet nie żyje. Nie inspiruje swoimi odezwami rzeszy islamskich radykałów, ale wciąż stanowi dla nich symbol walki o wiarę z niewiernymi. Będzie on tym symbolem już zawsze – żywy lub martwy, jako lider al Kaidy i jako jej były szef. Jest więc jak święty Mikołaj – nieważne czy istnieje czy nie, ważne, że wpływa na życie setek tysięcy osób.
Co więc mogłoby dać złapanie Osamy bin Ladena? Co najwyżej zwycięstwo propagandowe Stanów Zjednoczonych i poczucie sukcesu. Pochwycenie Saudyjczyka nie zmieniłoby jednak świata tak jak złapanie Saddama Hussajna nie zmieniło zupełnie nic w Iraku. Był to sukces propagandowy, po którym ataków wcale nie było mniej. Po złapaniu bin Ladena nie zakończyłaby się nagle wojna w Afganistanie, w Somalii islamiści nie rozpisaliby demokratycznych wyborów i nie zwołaliby okrągłego stołu.
Również al Kaida to obecnie przede wszystkim międzynarodowa marka, symbol, coś w rodzaju znaku towarowego, użyczanego różnym organizacjom terrorystycznym. A symbolu pokonać się nie da. Tak samo jak bin Ladena i pewnej filozofii, którą on głosi.