W dwóch atakach dokonanych przez muzułmańskich rebeliantów na południu Tajlandii zginęło ośmiu członków sił bezpieczeństwa. Pięciu zostało zastrzelonych podczas patrolu, a trzech zginęło w wybuchu bomby przydrożnej - podali przedstawiciele wojska.
W Tajlandii, która jest w większości krajem buddyjskim, od około sześciu lat dochodzi do aktów przemocy ze strony muzułmańskich rebeliantów, głównie na południu kraju w pobliżu granicy z Malezją. W prowincjach Pattani, Yala i Narathiwat, które były częścią Malezji przyłączoną 100 lat temu do Tajlandii, zginęły w sumie ponad 4 tys. ludzi. Przemoc nie przekroczyła granic tych prowincji, ale rząd w Bangkoku obawia się jej rozprzestrzenienia.
Do ostatnich zamachów doszło w kilka tygodni po politycznych protestach w Bangkoku, w których życie straciło niemal 100 osób. Zdaniem analityków polityczne kłopoty w Bangkoku przeszkodziły rządowi w zajęciu się kontrolą południa kraju.
Operacja przeciwko rebeliantom w udziałem kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy, policjantów oraz sił paramilitarnych i bezpieczeństwa nie przyniosła tam zakończenia niemal codziennej przemocy.PAP, arb