Tyle tylko, że relacje te oraz wykorzystywana przez media fotografia nie przedstawiały dziewczyny, która zginęła, lecz 32-letnią Nedę Soltani, docent na Islamskim Uniwersytecie Azad w Teheranie. W dniach, gdy na ulicach stolicy Iranu rozgrywały się dramatyczne wydarzenia, pracowała ona w skupieniu nad swoją pracą doktorską o obrazie kobiet w prozie Josepha Conrada. Podobne brzmienie nazwisk obu kobiet, podobieństwo fizyczne, ale także błąd dziennikarzy doprowadziły do tej fatalnej pomyłki.
Neda Soltani najpierw zdziwiła się wielkim zainteresowaniem swoim profilem na portalu społecznościowym Facebook. Gdy zorientowała się, że doszło do nieporozumienia, napisała e-mail z wyjaśnieniem do redakcji "Voice of America", załączając - jako dowód - kolejne swoje zdjęcie. Jednak i tę fotografię wykorzystano w relacjach, a dla mediów Soltani nadal była męczennicą z Teheranu. Kobieta straciła kontrolę nad swoją tożsamością. Na nic zdały się listy z wyjaśnieniem słane do redakcji i portali internetowych. "Nie odbierzesz nam naszego anioła, draniu!" - napisał jeden z internautów w odpowiedzi na prośbę Nedy o usunięcie jej wizerunku z relacji.
23 czerwca rodzice prawdziwej ofiary zajść, studentki Nedy Agha-Soltan, opublikowali jej zdjęcie, ale wizerunek niewłaściwej osoby utrwalił się już w internecie, mediach i na plakatach irańskich aktywistów. Nedą Soltani zainteresowały się tymczasem irańskie służby. - Chciano, bym publicznie zaprzeczyła śmierci Nedy i powiedziała, że cała ta historia była wymysłem opozycji. Grożono mi oskarżeniem o szpiegostwo dla CIA i zdradę kraju - opowiadała kobieta. W obawie o swoje życie Soltani zdecydowała się na ucieczkę z Iranu. Od kilku tygodni miała wizę strefy Schengen, bo zamierzała wziąć udział w konferencji naukowej w Atenach. 2 lipca z niewielkim bagażem wyjechała do Grecji, a potem do Niemiec, gdzie ma kuzyna. Dopiero dzień później brytyjska stacja BBC poinformowała o pomyłce. - Wiem na pewno, że zdjęcie pochodziło z portalu Facebook. Tylko tam je zamieściłam. Nie wiem jednak, kim jest osoba czy organizacja, która jako pierwsza wykorzystała mój wizerunek. Nie mogę zatem obwiniać nikogo konkretnego za to, co mnie spotkało - mówiła Soltani. - Obwiniam jednak dziennikarzy. Bo wielu jak dzieci nie panuje nad emocjami. Walczą o to, by być pierwsi z informacją, a nie są gotowi poświęcić pięciu minut na jej sprawdzenie. Obwiniam też redakcje CNN, Fox News, "Guardiana" i inne, bo mnie lekceważyły - dodała.
Według Iranki, wiele portali internetowych i niektóre media, szczególnie amerykańskie, wciąż wykorzystują jej wizerunek w relacjach na temat zeszłorocznych zajść w Teheranie. Większość redakcji w Niemczech i innych państwach europejskich usunęła fotografię ze swoich archiwów. Neda Soltani otrzymuje w Niemczech pomoc socjalną. Choć doskonale mówi po angielsku, to nie znając niemieckiego trudno jej znaleźć pracę w Niemczech. Jedyną osobą, z którą od czasu do czasu ma kontakt, jest jej matka mieszkająca w Iranie.
Soltani mówi, że bardzo boli ją śmierć jej imienniczki Nedy Agha-Soltan. - To ważne, że świat się o tym dowiedział - podkreśla. Soltani żyje, ale w pewnym sensie, całkiem przypadkowo stała się również ofiarą - nie tylko reżimu prezydenta Mahmuda Ahmadineżada, ale i nowoczesnych mediów.
PAP, arb