Z wielu konfliktów międzynarodowych, najpoważniejsza w skutkach może być eskalacja konfliktu koreańsko-koreańskiego. To nie Iran, ale Korea Północna jest największym zagrożeniem dla pokoju na świecie.
W pewnym sensie dziwi mnie przestawianie Iranu jako największego światowego rozbójnika. Trudno uciec od porównywania zachowania prezydenta Iranu, Mahmuda Ahmadineżada z przechwałkami Saddama Husajna o rzekomo produkowanej przez Irak broni jądrowej. Te, podszyte szantażem, przechwałki stały się oficjalnie jedną z głównych przyczyn amerykańskiej inwazji na Irak. Jak wszyscy wiemy, post factum okazało się, iż były to jedynie mrzonki irackiego dyktatora. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że z Iranem sytuacja wygląda podobnie.
Stany Zjednoczone i Izrael szykują się zatem do starcia, jak na razie przynajmniej politycznego, z Iranem. A tymczasem to nie Iran, ale Korea Północna jest tym krajem, który faktycznie może odpalić pocisk atomowy. Ale właśnie z tych powodów to Iran jest o wiele wdzięczniejszym obiektem do ataku. O wiele łatwiej jest zmierzyć się ze słabszym przeciwnikiem.
Można się oczywiście wymądrzać, ale bardzo trudno wypracować skuteczną politykę wobec Korei. Bo tu metoda samego kija owocuje tylko jeszcze większym głodem i biedą wśród zwykłych obywateli z jednoczesnym przypieraniem do muru władz koreańskich. W dodatku przyparci głodem i ogłupieni indoktrynacją Koreańczycy mogą się stać potężną, zdesperowaną i zdeterminowaną armią. Z kolei sama marchewka tylko rozzuchwala Koreę Północną. Pozostaje umiejętnie wyważenie proporcji. I liczenie na zdrowy rozsądek północnokoreańskich polityków.
Stany Zjednoczone i Izrael szykują się zatem do starcia, jak na razie przynajmniej politycznego, z Iranem. A tymczasem to nie Iran, ale Korea Północna jest tym krajem, który faktycznie może odpalić pocisk atomowy. Ale właśnie z tych powodów to Iran jest o wiele wdzięczniejszym obiektem do ataku. O wiele łatwiej jest zmierzyć się ze słabszym przeciwnikiem.
Można się oczywiście wymądrzać, ale bardzo trudno wypracować skuteczną politykę wobec Korei. Bo tu metoda samego kija owocuje tylko jeszcze większym głodem i biedą wśród zwykłych obywateli z jednoczesnym przypieraniem do muru władz koreańskich. W dodatku przyparci głodem i ogłupieni indoktrynacją Koreańczycy mogą się stać potężną, zdesperowaną i zdeterminowaną armią. Z kolei sama marchewka tylko rozzuchwala Koreę Północną. Pozostaje umiejętnie wyważenie proporcji. I liczenie na zdrowy rozsądek północnokoreańskich polityków.