Do Melilli udał się były premier Hiszpanii, Jose Maria Aznar, aby "udzielić wsparcia siłom bezpieczeństwa państwa". W ubiegłym tygodniu aktywiści także zablokowali wjazd do miasta ciężarówek z produktami żywnościowymi. Jeżeli sytuacja na granicy nie zmieni się, grożą uniemożliwieniem wjazdu materiałów budowlanych i pracowników.
Aktywiści rozbili namiot tuż przed przejściem granicznym Beni-Enzar i rozwiesili plakat przedstawiający hiszpańską policję z czerwonymi rękami, na tle wysypiska śmieci, z podpisem: "Granica". Według koordynatora Krajowego Komitetu ds. Uwolnienia Ceuty i Melilli (CNLCM) Munaima Shanki "odpowiedzialność za konflikt ponosi autonomiczny rząd Melilli, który nie powstrzymuje aktów agresji wobec obywateli marokańskich". Shanki oskarżył hiszpańską policję graniczną o niszczenie paszportów obywateli marokańskich, niewpuszczanie do Hiszpanii tych, "którzy niosą flagę marokańską, przemoc i prowokacje". Przejście graniczne w Melilli nazwał "ziemią niczyją" i zapowiedział protesty, dopóki "ataki" będą trwały.
Incydentów nie powstrzymała ubiegłotygodniowa rozmowa telefoniczna kóla Hiszpanii Juana Carlosa z monarchą Maroka Mohamedem VI. Za kilka dni do Rabatu ma udać się hiszpański minister spraw wewnętrznych Alfredo Rubalcaba, by osobiście przeprowadzić rozmowy z rządem marokańskim. - Wizyta Rubalcaby nic nie znaczy - skomentował tymczasem przedstawiciel protestujących. - To będą rozmowy rządowe, a my nie jesteśmy urzędnikami, lecz reprezentantami społeczeństwa obywatelskiego. Nie potrzebujemy instrukcji od nikogo.
O miasta-enklawy na północy Afryki, Ceutę i Melillę, trwa hiszpańsko-marokański konflikt od czasu uzyskania przez Maroko niepodległości w 1956 roku. Dla Hiszpanii są to jej miasta autonomiczne, dla Maroka - jego miasta okupowane. Rabat wielokrotnie wzywał Hiszpanię do rozpoczęcia dialogu w sprawie "zakończenia okupacji" Ceuty, Melilli i pobliskich wysepek.
PAP, arb