Zdaniem analityków, polityka zagraniczna Australii nie ulegnie zmianie niezależnie od tego która partia ostatecznie wygra. Spór dotyczy jedynie problemów wewnętrznych, takich jak imigracja, opieka zdrowotna i walka ze zmianami klimatu. Ocenia się, że liczba deputowanych niezależnych w obecnym parlamencie wzrośnie z dotychczasowych 2 do 3, a być może nawet 4. Trzech z nich to byli członkowie ugrupowań konserwatywnych. Może to przesądzić o zwycięstwie Abbotta w rozmowach o sformowaniu rządu.
Obecne wybory przyniosły najbardziej niezdecydowany wynik od 1961 r. kiedy konserwatyści utrzymali się przy władzy większością 1 głosu. Zdaniem politologa Normana Abjoersena z Australian National University, najprawdopodobniej powstanie niestabilny rząd konserwatywny pod przywództwem Abbotta, uzależniony od poparcia deputowanych niezależnych. Podobnie jak inni analitycy, ocenia on, że koalicja z Niezależnymi może przynieść Abbottowi 73-74 miejsca, czyli o 1-2 więcej niż Partii Pracy.
Według obecnych prognoz, wybory zakończą się sukcesem australijskich Zielonych, na których głosowała rekordowa liczba wyborców. W rezultacie po raz pierwszy zdobyli co najmniej jedno miejsce w Izbie Reprezentantów i być może zwiększą swoją obecność w Senacie z 5 do 9 senatorów.
Australijskie media elektroniczne, analizując na gorąco wyniki wyborów, wskazują jako przyczynę słabego wyniku laburzystów zapowiedź podniesienia o 40 proc. podatków płaconych przez potężny australijski przemysł górniczy. Zareagował on kampanią medialną wymierzoną przeciwko rządowi, mimo iż Australia pozostała jednym z niewielu krajów świata, który nie odczuł skutków światowego kryzysu gospodarczego. We własnej partii ambitna pani Gillard straciła sporo ze swej popularności zdobytej u boku poprzedniego premiera, Kevina Rudda, ze względu na bezwzględność, z jaką wykorzystała w czerwcu tego roku jego bardzo osłabione notowania w sondażach.
PAP, arb