Polska po pięciu latach swojego członkostwa, dorobiła się zaledwie kilkunastu Polaków na merytorycznych stanowiskach w tzw. relexie. Wina obecnego rządu polega na tym, że zbyt mało skutecznie walczył o zmianę reguł rekrutacji do unijnej dyplomacji - nasze szanse wzrosłyby, gdyby większy odsetek przyszłych dyplomatów unijnych mogli stanowić ludzie delegowani przez ministerstwa spraw zagranicznych krajów członkowskich. Wysiłki Jacka Saryusz-Wolskiego, który wraz z innymi polskimi eurodeputowanymi budował odpowiednie stanowisko Parlamentu Europejskiego niestety na niewiele się zdały, bo Parlament nie ma decydującego głosu w tej sprawie. Swoją drogą szkoda, że Polska nie zabiegała o wysokie stanowisko przy lady Ashton właśnie dla Saryusz-Wolskiego, który byłby idealnym kandydatem.
Fakt, że w gronie ponad stu ambasadorów nie ma żadnego Polaka pokazuje, jaka jest dzisiejsza pozycja Polski wewnątrz Unii. I tylko wątpliwym pocieszeniem jest informacja, że pozostałe z nowych krajów członkowskich są w niewiele lepszej sytuacji.