Setki obywatelek Filipin, które w Hongkongu pracują jako pomoce domowe, zapaliły osiem symbolicznych świeczek, prosząc jednocześnie mieszkańców byłej brytyjskiej kolonii, by nie kierowali swej złości na mniejszość filipińską. - Prosimy mieszkańców Hongkongu, by nie winili nas za to, co się stało. My także nie chciałyśmy, by doszło do takiej tragedii - powiedziała jedna z filipińskich imigrantek Elma Oliva. Z kolei rzecznik prezydenta Filipin, Herminio Coloma, powiedział, że jego kraj szanuje prawo mieszkańców Hongkongu do wyrażania swoich uczuć i obiecał ogłoszenie wyników "sprawiedliwego i dokładnego" śledztwa w ciągu trzech tygodni. Jak poinformował rzecznik filipińskiej policji, Agrimero Cruz, od poniedziałku grupa śledczych z Hongkongu będzie badała autobus, w którym zginęli zakładnicy. Ponadto w niedzielę filipińska policja ogłosiła, że zakładnicy zginęli z broni Mendozy, a nie, jak się wcześniej obawiano, z rąk policji.
23 sierpnia ośmiu turystów z Hongkongu zginęło, a siedmiu zostało rannych, gdy Roland Mendoza, który domagał się przywrócenia do służby w filipińskiej policji, porwał autobus w Manili. Dramat zakładników trwał ponad 10 godzin. Filipińska policja podczas nieudolnego szturmu zastrzeliła porywacza.
PAP, arb