Znany konserwatywny publicysta Charles Krauthammer uznał przemówienie Obamy za "nijakie i słabe". Według niego, brak było w nim pasji, co sugeruje, że prezydent w istocie niezbyt interesuje się zaangażowaniem USA na świecie i "chodzi mu głównie o to, by zmienić samą Amerykę". Podobnie odebrali wystąpienie Obamy inni prawicowi komentatorzy, jak Bill O'Reilly z Fox News, który powiedział, że było ono "nudne, wygłoszone w stylu profesorskiego wykładu".
Polityczni sojusznicy Obamy - zwolennicy Demokratów - chwalą go, m.in. za poświęcenie w przemówieniu wiele miejsca gospodarce. Temat ten obchodzi teraz Amerykanów znacznie bardziej niż operacja w Iraku, a nawet wojna w Afganistanie. Zdaniem "Newsweeka", włączenie do mowy zapowiadanej jako przemówienie o Iraku dużego fragmentu o gospodarce i potrzebie jej naprawy to sygnał, że Obama zmierza ku redukcji militarnego zaangażowania USA na świecie do niezbędnego minimum, aby skoncentrować się na sprawach krajowych.
"Obama nawiązał tu do starego podziału w amerykańskiej historii politycznej, pomiędzy pragnieniem uniknięcia krępujących sojuszy i bardziej agresywnej wizji zaangażowania kraju za granicą. Nie pozostawił wątpliwości, że chce powrócić do skupienia się na problemach wewnętrznych" - pisze tygodnik w internetowym wydaniu. Na to samo zwraca uwagę Susan Page w "USA Today" wybijając na czoło fragment przemówienia Obamy, w którym oświadczył on, że "naród iracki ponosi teraz główną odpowiedzialność za bezpieczeństwo swego kraju". "Przesłanie prezydenta: jeżeli Irak nie wykona tego zadania, to istnieją nowe i realne granice tego, co mogą na to poradzić Stany Zjednoczone" - komentuje autorka.
PAP, arb