Amerykański generał powiedział, że akcja pastora z Florydy "zagrozi bezpieczeństwu naszych żołnierzy oraz cywilów, a także utrudni wypełnienie misji" w Afganistanie. Petraeus przypomniał, że "same pogłoski o planowanej akcji były powodem do demonstracji". Wykrzykując antyamerykańskie hasła, w poniedziałek kilkuset Afgańczyków protestowało przed meczetem w Kabulu. Spalili kukłę pastora Jonesa oraz amerykańskie flagi, a także obrzucili kamieniami konwój żołnierzy USA przejeżdżający przed miejscem protestu.
Dwa dni wcześniej tysiące wyznawców islamu demonstrowało w tej sprawie w sześciu miastach Indonezji. Oświadczenie potępiające plany Kościoła z Florydy wydała również ambasada amerykańska w Kabulu, informując, że Waszyngton "jest głęboko zaniepokojony celowymi próbami obrażenia członków grup religijnych".
Kościół Dove World Outreach Center, który w zeszłym roku trafił na pierwsze strony gazet, gdyż jego członkowie rozdawali koszulki z napisem "Islam pochodzi od Szatana", we wtorek potwierdził, że mimo protestów spali egzemplarze Koranu. Jak wyjaśnił Johnson, chodzi o to, by "ostrzec przed zagrożeniem, jakie stanowi islam". Zdaniem pastora, 11 września należałoby ogłosić "światowym dniem palenia Koranu".
W 2005 roku 15 osób zginęło w zamieszkach, które wybuchły w wyniku publikacji tygodnika "Newsweek". W artykule napisano, jakoby amerykańscy śledczy z bazy w Guantanamo spuścili egzemplarz Koranu w toalecie, by zmusić więźniów do zeznań. Tygodnik następnie zamieścił sprostowanie, z którego wynikało, że informacje te były nieprawdziwe. Muzułmanie za obraźliwie uważają umyślne niszczenie świętej księgi islamu lub nieokazywanie jej szacunku.
PAP, ps