- Rewelacje prokuratury świadczą o chęci zamknięcia sprawy Gongadzego i braku woli odnalezienia rzeczywistych zleceniodawców morderstwa. Wszyscy rozumiemy, że sam Krawczenko nie miał żadnych motywów, by pozbyć się Gongadzego. Nie wiemy także, w jaki sposób umarł sam Krawczenko. Czy rzeczywiście było to samobójstwo? - pytała w rozmowie z PAP Natalia Ligaczowa, redaktor naczelna czasopisma "Telekrytyka", zajmującego się ukraińskimi mediami.
Taśmy Melnyczenki
Podobne wątpliwości miała większość uczestników akcji pamięci Gongadzego. Już po dotarciu w okolice siedziby prezydenta tłum zaczął skandować: "Kuczmę za kraty", "Łytwyna do więzienia". Wołodymyr Łytwyn, obecny szef ukraińskiego parlamentu, który w czasie, gdy zabito Gongadzego, był szefem administracji Kuczmy, wymieniany jest jako osoba najbardziej zainteresowana pozbyciem się dziennikarza. W Kijowie nieoficjalnie mówi się, iż Łytwyn miał rywalizować z Gongadzem o względy pewnej kobiety. Głosy Łytwyna i Kuczmy brzmią też zresztą na opublikowanych 10 lat temu taśmach Mykoły Melnyczenki. Są to dokonane z podsłuchu w gabinecie prezydenckim nagrania, na których rozgniewany Kuczma mówi, że należy pozbyć się Gongadzego.
Gongadze, twórca istniejącej do dziś gazety internetowej "Ukrainska Prawda", zajmował się tropieniem korupcji na szczytach ukraińskich władz. Zaginął we wrześniu 2000 r., a dwa miesiące później jego pozbawione głowy ciało odnaleziono w lesie w okolicach Kijowa. Śledztwo w sprawie śmierci dziennikarza dobiega już końca. Na ławie oskarżonych o dokonanie zabójstwa zasiądzie schwytany niedawno po sześciu latach poszukiwań były generał ukraińskiego MSW Ołeksij Pukacz. To właśnie on miał osobiście zamordować Gongadzego, dusząc go paskiem.
zew, PAP