Jak podaje Karta'97, opozycjonista stwierdził, że "nie chce uczestniczyć w spektaklu, który ma tylko jednego reżysera i scenarzystę". Wskazał również, że na jego decyzję wpłynął też brak jedności wewnątrz opozycji, która "wiele straciła na skutek wewnętrznych sporów".
Zdaniem Milinkiewicza w grudniowych wyborach zwycięży urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, jednak - jak oznajmił - "będzie to władza bez legitymizacji". Opozycjonista ocenił, że nadchodzące wybory różnią się od poprzednich sprzed czterech lat. - W 2006 roku władza była silniejsza, nie było konfliktu z Federacją Rosyjską. Teraz Łukaszenka jest słaby, jak nigdy. Gospodarka znajduje się na krawędzi katastrofy, toczy się wojna informacyjna - wskazał. Podkreślił, że nie wzywa do bojkotu wyborów. Będzie w nich uczestniczył jako koordynator akcji obywatelskiej "Białoruski wybór", której stworzenie uzgodnili działacze czterech ugrupowań opozycji. Według portalu "Biełorusskije Nowosti" oprócz Ruchu "O Wolność" mają w niej uczestniczyć: partia Białoruski Front Narodowy, partia "Zieloni" i sojusz "O Modernizację". - Będę popierał tych ludzi, którzy stoją na stanowisku białoruskim i proeuropejskim - oświadczył Milinkiewicz. Według ITAR-TASS lider opozycji zapowiedział również swój udział "w pikietach i spotkaniach z ludźmi" oraz aktywne uczestnictwo w procesie wyborczym.
Milinkiewicz był kandydatem białoruskiej opozycji w poprzednich wyborach prezydenckich w 2006 roku. Według oficjalnych danych uzyskał wówczas około 6 procent głosów. Do tej pory zamiar startu w wyborach 19 grudnia zapowiedziało łącznie 11 polityków - podało Radio Swaboda.
PAP, arb