Zapowiedział, że będzie uczestniczyć we wszystkich mitingach politycznych, na które zostanie zaproszony, będzie zbierać podpisy. - Gdy ludzie będą pytać, dlaczego nie kandyduję, odpowiem szczerze - władza nie zgodzi się, byśmy wspólnie podliczyli głosy, wyniki zostaną sfałszowane. Gdy będę o tym głośno mówił, więcej ludzi dowie się o tych fałszerstwach, niż w sytuacji, gdybym kandydował. Istnieje zagrożenie, że świat uzna wybory za legalne. Władza umie robić kosmetyczne posunięcia, jednak trzeba przekonać naszych zagranicznych partnerów, że żadnego wyboru nie ma - podkreślił.
- Najważniejszy cel, jaki sobie stawiam, to zjednoczenie sił probiałoruskich i proeuropejskich. W ciągu roku czy dwóch wyjaśni się, do jakiej cywilizacji należeć będzie Białoruś. Zamierzam zgromadzić ludzi z różnych partii - prawicowych i lewicowych. Jeżeli ludzie zgromadzą się wokół pewnych wartości, to ta grupa może stać się zalążkiem dalszej integracji w następnych miesiącach - dodał.
Milinkiewicz był kandydatem białoruskiej opozycji w poprzednich wyborach prezydenckich w 2006 roku. Według oficjalnych danych uzyskał wówczas około 6 procent głosów.
zew, PAP