Kiedy pięć lat temu Nicolas Sarkozy, wówczas minister spraw wewnętrznych, zapowiadał zdyscyplinowanie "imigranckich chuliganów", na przedmieściach Paryża zaczęły płonąć samochody i domy, rozpętała się rebelia. Sarkozy dopiero po trzech latach od wyboru na urząd prezydenta zaczął wcielać swoje wcześniejsze postulaty. Na deportacjach Romów i zakazie noszenia burek zapewne się nie skończy. Sarkozy chce zradykalizować politykę imigracyjną i "coś zrobić" z arabskimi gettami na przedmieściach Paryża. I nic go przed tym nie powstrzyma. I tak długo Francja nie była obiektem gniewu muzułmańskich radykałów.
Zawdzięcza to temu, że w przeciwieństwie do Londynu, Paryż nie był nigdy postrzegany jako sojusznik Waszyngtonu. Teraz choć zbliżenie na linii Francja-USA nie jest zbyt duże, sytuacja może się faktycznie odmienić.