Rosja odmawiając ostatecznie sprzedaży Iranowi baterii przeciwlotniczych S-300 wykonuje przede wszystkim gest w stronę Amerykanów.
Oficjalnym powodem rezygnacji z kontrowersyjnej decyzji o sprzedaży S-300 jest fakt, iż na Iran nałożone zostały sankcje międzynarodowe. Jest jednak druga, ważniejsza przyczyna, o której nie mówi się publicznie – chęć wykonania przyjaznego gestu w kierunku Waszyngtonu. Dotychczasowe wspieranie Iranu to nic innego niż taktyczna rozgrywka na linii Moskwa – Waszyngton. Innymi słowy, Iran spełnia rolę „piłki" w wielkiej grze pomiędzy Rosjanami a Amerykanami. Dowodem na to jest fakt, iż epopeja pod nazwą „sprzedaż S-300 Iranowi” ciągnęła się przez wiele miesięcy. Gdyby Rosja faktycznie chciała dostarczyć baterie do Iranu, już dawno by to zrobiła. A skoro tego nie robiła to znaczy, że nie grała o wdzięczność Teheranu, tylko o coś zupełnie innego.
Gra jaką za pomocą Iranu prowadziła Rosja może się Moskwie opłacić. Najlepiej świadczy o tym fakt, że decyzja prezydenta Dmitrija Miedwiediewa została przywitana z wielką radością zarówno w Izraelu, jak i Stanach Zjednoczonych. Uzbrojony w baterie S-300 Iran byłby w stanie zabezpieczyć swoje instalacje atomowe - amerykańskie lub izraelskie uderzenia z powietrza mogłyby zostać wówczas przez Teheran odparte. Bez wyrzutni rakiet z Rosji Iran jest znacznie bardziej narażony na prewencyjną agresję. Jest też coraz bardziej osamotniony na arenie międzynarodowej.
Dzięki rezygnacji ze sprzedaży rakiet Iranowi Moskwa zyskała kilka punktów w Białym Domu. Wymierne dowody pojawiły się szybko – jeszcze tego samego dnia głos zabrała szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton, która kategorycznie zaprzeczyła jakoby Rosja była wrogiem USA czy NATO i zadeklarowała chęć współpracy, na którą liczą obie strony. Dotyczy to głównie wspólnej obrony przeciwrakietowej i misji w Afganistanie. To nagroda za pomyślne rozwiązanie kwestii baterii S-300.
Kolejne zbliżenie Stanów Zjednoczonych oraz NATO z Rosją nastąpi zapewne w listopadzie, kiedy to w Lizbonie będą toczyć się rozmowy nad przyszłością sojuszu. Moskwa może liczyć na dobrą ofertę, bo ma jeszcze szereg politycznych asów w rękawie, jak choćby niekorzystna z punktu widzenia Amerykanów sprzedaż broni do Syrii i Wenezueli. Jest więc o co się targować.
Gra jaką za pomocą Iranu prowadziła Rosja może się Moskwie opłacić. Najlepiej świadczy o tym fakt, że decyzja prezydenta Dmitrija Miedwiediewa została przywitana z wielką radością zarówno w Izraelu, jak i Stanach Zjednoczonych. Uzbrojony w baterie S-300 Iran byłby w stanie zabezpieczyć swoje instalacje atomowe - amerykańskie lub izraelskie uderzenia z powietrza mogłyby zostać wówczas przez Teheran odparte. Bez wyrzutni rakiet z Rosji Iran jest znacznie bardziej narażony na prewencyjną agresję. Jest też coraz bardziej osamotniony na arenie międzynarodowej.
Dzięki rezygnacji ze sprzedaży rakiet Iranowi Moskwa zyskała kilka punktów w Białym Domu. Wymierne dowody pojawiły się szybko – jeszcze tego samego dnia głos zabrała szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton, która kategorycznie zaprzeczyła jakoby Rosja była wrogiem USA czy NATO i zadeklarowała chęć współpracy, na którą liczą obie strony. Dotyczy to głównie wspólnej obrony przeciwrakietowej i misji w Afganistanie. To nagroda za pomyślne rozwiązanie kwestii baterii S-300.
Kolejne zbliżenie Stanów Zjednoczonych oraz NATO z Rosją nastąpi zapewne w listopadzie, kiedy to w Lizbonie będą toczyć się rozmowy nad przyszłością sojuszu. Moskwa może liczyć na dobrą ofertę, bo ma jeszcze szereg politycznych asów w rękawie, jak choćby niekorzystna z punktu widzenia Amerykanów sprzedaż broni do Syrii i Wenezueli. Jest więc o co się targować.