"Lulizm" w kraju samby

"Lulizm" w kraju samby

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do walki o to kto zasiądzie w brazylijskim Białym Domu stanie wielu kandydatów, lecz tylko trzech z nim ma szanse na zwycięstwo. Największym poparciem cieszy się kandydatka Partii Pracujących (PP) wystawiona przez kończącego ośmioletnią prezydenturę Luiza Inancio da Silvę - Dilma Rousseff.

Do niedawna sondaże wykazywały, że Dilma Rousseff uzyska ponad połowę głosów już w pierwszej turze – a więc zostanie prezydentem już w najbliższą niedzielę. Po aferze korupcyjnej, w którą zamieszana była kandydatka, ok. sześciu procent wyborców odwróciło się jednak od Partii Pracujących deklarując, że oddadzą swój głos na socjaldemokratę José Serra (28% poparcia) lub Marinę Silva z Partii Zielonych (14%).

 
Mimo to Dilma Rousseff jest wciąż zdecydowanie najsilniejszym kandydatem. Przez ostatnie miesiące ciężko pracowała, aby diametralnie zmienić swój wizerunek. Postawiła na kobiecość, a Brazylijczycy żartują wręcz, że w kilka miesięcy stała się kobietą. Wcześniej bowiem Dilma uchodziła za polityczną „twardzielkę" – w końcu przez trzy lata była więziona i torturowana w czasach brutalnej dyktatury wojskowej (1964-1985) jako uczestniczka ruchu oporu. Miała też wizerunek rewolucjonistki - do niedawna pojawiała się publicznie w wyciągniętych swetrach. Ale to już przeszłość. Metamorfoza wyszła jej na dobre – błyskawicznie przekonała do siebie damską część elektoratu.

 
Dilma wygra jednak nie dzięki własnej charyzmie, czy zaskakującej przemianie, lecz dzięki poparciu Luli da Silvy. Zwolennicy Partii Pracujących zdają sobie bowiem doskonale sprawę, że jeżeli wygra Dilma, tylko teoretycznie obejmie ona prezydenturę. Faktycznie Brazylią rządzić będzie dalej Lula da Silva, choć teraz już z tylnego siedzenia. Wystarczy przytoczyć wyliczenia wykonane przez krytyków Rouseff – w czasie kampanii prezydenckiej w Rio de Janeiro jej imię wypowiedziane zostało tylko 254 razy, podczas gdy nazwisko Lula da Silva padło aż razy 739!

 
Rousseff prze do prezydentury na fali ruchu zwanego „lulizmem". Wyznawcy lulizmu podkreślają, że zawdzięczają obecnemu prezydentowi wzrost gospodarczy i politykę redystrybucji dochodów, koncentrującą się na warstwie najbardziej upośledzonej. Luliści stworzyli mit o wielkim przywódcy kraju, genialnym przewodniku, ojcu narodu i osób biednych. Jak ktokolwiek może wygrać z takim mitem?

 
Przeciwnicy obecnego prezydenta nie pozostawiają jednak na nim suchej nitki. Luli nie lubi przede wszystkim klasa średnia, która czuje się zaniedbana przez ostatnie dwie kadencje. Krytykujący prezydenta Brazylijczycy powtarzają między sobą, że Brazylia jest najbogatszym państwem na świecie – pomimo tylu ukradzionych pieniędzy, państwo wciąż się rozwija.

 
Czy bez Luli rzeczywiście Brazylia rozwijałaby się szybciej? Jedno jest pewne – przez najbliższe cztery lata nie dowiemy się tego.