Łazawik tłumaczył, że partie polityczne zgłosiły 6 proc. członków komisji. Najwięcej wśród partii - 87 miejsc - otrzymała Komunistyczna Partia Białorusi popierająca prezydenta Łukaszenkę, który ubiega się w wyborach o reelekcję. Ryhor Kastusiou, który ubiega się o start w wyborach z ramienia opozycyjnej partii Białoruski Front Narodowy skomentował w Radiu Swaboda, że "zielone światło" w komisjach dostali tylko przedstawiciele partii bliskiej władzy. Z 25 osób zgłoszonych przez BNF do komisji weszły dwie. Kastusiou powiedział, że BNF ma nadzieję na wprowadzenie większej liczby swych przedstawicieli w komisjach najniższego szczebla.
Większość analityków opozycyjnych podkreśla, że po 16 latach kierowania Białorusią przez autorytarny reżim Łukaszenki mówienie o wyborach w ich klasycznym rozumieniu, zgodnym ze standardami demokracji zachodniej, jest nieuprawnione. Jakowlewski uważa, że wiele w tegorocznych wyborach będzie zależało od tego, jak zachowają się władze w Moskwie, z którymi Łukaszenka pozostaje obecnie w konflikcie. - Większość analityków obecnie stawia pytanie, czy Moskwa uzna białoruskie wybory, czy nie uzna. Ja stawiałbym pytanie inaczej: czy Moskwa będzie tym razem, jak zwykle, blokować informacje na temat fałszerstw? Według mnie tym razem tego robić nie będzie. Co zaś do wydarzeń powyborczych, moim zdaniem, najważniejsze rzeczy odbędą się dopiero w przyszłym roku - podsumował Jakowlewski.
PAP, arb