Wobec coraz gorszej sytuacji w Afganistanie, wzrasta liczba zwolenników negocjacji z talibami. Może się okazać, że to jedyny sposób, by zakończyć wojnę pod Hindukuszem i uniknąć całkowitej klęski.
Gdyby ograniczyć się jedynie do oficjalnych komunikatów, można byłoby odnieść wrażenie, że w Afganistanie nie jest źle. Zdaniem sekretarza generalnego Andersa Fogha Rasmussena NATO jest w dobrej formie, morale żołnierzy jest wysokie, a w niektórych regionach tego pogrążonego w permanentnej wojnie państwa opór talibów, wskutek ofensywy sił międzynarodowych maleje. Skoro jednak jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
Kiedy pominie się oficjalne komunikaty okaże się bowiem, że prawie każda napływająca z Afganistanu informacja jest zła. Wciąż rośnie liczba ofiar po stronie sił międzynarodowych, a straty wśród ludności cywilnej nie maleją. Europejska opinia publiczna coraz częściej powątpiewa w sens dalszego prowadzenia działań zbrojnych w dalekim kraju. Nawet Stany Zjednoczone porzuciły ambitny plan budowania w Afganistanie demokracji – teraz stawiają sobie za cel już „tylko" rozbicie Al-Kaidy. Kolejne kontyngenty opuszczają Afganistan – pod Hindukuszem nie ma już Holendrów, za rok wyjadą stamtąd Kanadyjczycy i nawet Brytyjczycy – najbliżsi sojusznicy USA – noszą się z zamiarem opuszczenia Azji Środkowej.
Żołnierze koalicji wyjeżdżają, a konflikt coraz bardziej rozlewa się poza Afganistan. Amerykanie coraz częściej przeprowadzają rajdy na terytorium Pakistanu, w których, oprócz terrorystów, giną również pakistański żołnierze i cywile. Nic dziwnego, że rząd pakistański czasowo zablokował szlaki logistyczne sił ISAF przebiegające przez własne terytorium. Atomowa potęga nie może patrzeć przychylnie na to, że po jej terytorium hasają sobie obce wojska.
NATO jest w stanie prowadzić wojnę jeszcze przez wiele lat – ale krajom Sojuszu zaczyna brakować motywacji do kontynuowania działań. A to oznacza, że NATO – chcąc uniknąć kompromitującej kapitulacji - musi szukać jakiegokolwiek rozwiązania. Takim rozwiązaniem jest nawiązanie dialogu z talibami. Wielu komentatorów uważa, że rebelianci przejawiają coraz większą chęć do kompromisu. Chociaż nie przegrywają wojny, to jednak ponoszą ciężkie straty, a więc w ich interesie byłoby ograniczenie walk, nawet za cenę oddania siłom proamerykańskim części władzy.
Pierwsze negocjacje już rozpoczęto, ale osiągnięcie porozumienia nie będzie łatwe – poziom wzajemnej wrogości i nieufności jest duży. Amerykanie nie ufają talibom, talibowie władzom afgańskim, a władze afgańskie nie ufają ani jednym, ani drugim. Alternatywy jednak nie ma - tylko w ten sposób będzie można zakończyć wojnę, a każda ze stron będzie mogła swoją część porażki przedstawić opinii publicznej jako zwycięstwo.
Kiedy pominie się oficjalne komunikaty okaże się bowiem, że prawie każda napływająca z Afganistanu informacja jest zła. Wciąż rośnie liczba ofiar po stronie sił międzynarodowych, a straty wśród ludności cywilnej nie maleją. Europejska opinia publiczna coraz częściej powątpiewa w sens dalszego prowadzenia działań zbrojnych w dalekim kraju. Nawet Stany Zjednoczone porzuciły ambitny plan budowania w Afganistanie demokracji – teraz stawiają sobie za cel już „tylko" rozbicie Al-Kaidy. Kolejne kontyngenty opuszczają Afganistan – pod Hindukuszem nie ma już Holendrów, za rok wyjadą stamtąd Kanadyjczycy i nawet Brytyjczycy – najbliżsi sojusznicy USA – noszą się z zamiarem opuszczenia Azji Środkowej.
Żołnierze koalicji wyjeżdżają, a konflikt coraz bardziej rozlewa się poza Afganistan. Amerykanie coraz częściej przeprowadzają rajdy na terytorium Pakistanu, w których, oprócz terrorystów, giną również pakistański żołnierze i cywile. Nic dziwnego, że rząd pakistański czasowo zablokował szlaki logistyczne sił ISAF przebiegające przez własne terytorium. Atomowa potęga nie może patrzeć przychylnie na to, że po jej terytorium hasają sobie obce wojska.
NATO jest w stanie prowadzić wojnę jeszcze przez wiele lat – ale krajom Sojuszu zaczyna brakować motywacji do kontynuowania działań. A to oznacza, że NATO – chcąc uniknąć kompromitującej kapitulacji - musi szukać jakiegokolwiek rozwiązania. Takim rozwiązaniem jest nawiązanie dialogu z talibami. Wielu komentatorów uważa, że rebelianci przejawiają coraz większą chęć do kompromisu. Chociaż nie przegrywają wojny, to jednak ponoszą ciężkie straty, a więc w ich interesie byłoby ograniczenie walk, nawet za cenę oddania siłom proamerykańskim części władzy.
Pierwsze negocjacje już rozpoczęto, ale osiągnięcie porozumienia nie będzie łatwe – poziom wzajemnej wrogości i nieufności jest duży. Amerykanie nie ufają talibom, talibowie władzom afgańskim, a władze afgańskie nie ufają ani jednym, ani drugim. Alternatywy jednak nie ma - tylko w ten sposób będzie można zakończyć wojnę, a każda ze stron będzie mogła swoją część porażki przedstawić opinii publicznej jako zwycięstwo.