Izraelsko-palestyńskie rozmowy pokojowe nie posunęły się nawet o krok do przodu, bo przedmiot sporu jest niezmienny – własność ziemi. A w tej sprawie raczej nikt nie ustąpi.
Chociaż obie strony nieustannie zapewniają o niezmiennej gotowości do prowadzenia rozmów, stanowiska są jasne i nie pozostawiają pola do negocjacji. Palestyńczycy chcą, by Izrael zaprzestał budowy osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu. To warunek kontynuowania rozmów. W zamian – jak deklarują - są gotowi na kompromis. Prezydent Abbas zapowiedział, że Palestyna wyrzeknie się roszczeń w stosunku do ziemi utraconej przed 1967 rokiem. Izrael również deklaruje gotowość do kompromisu. Wprawdzie żydowscy radykałowie wzywają do dalszej kolonizacji palestyńskich obszarów, a od momentu zniesienia moratorium na budowę osiedli pod koniec września rozpoczęto budowę niemal 300 budynków na spornym terenie, jednak w tym samym czasie premier Netanjahu stwierdził, że Izrael może odstąpić od budowy osiedli, jeśli Palestyna uzna Izrael za państwo żydowskie.
Trudno nie zadać sobie w tym momencie pytania: Dlaczego, skoro obie strony wykazują wolę kompromisu, na Bliskim Wschodzie wciąż nie dochodzi do przełomu? To proste - obie strony składają nierealne propozycje. Pomysł by uznać Izrael za państwo żydowskie jest równie niejasny, co niebezpieczny. W praktyce mógłby on skazywać izraelskich Arabów oraz wszelkie nieżydowskie mniejszości, na rolę obywateli drugiej kategorii. Nic więc dziwnego, że Palestyńczycy na takie rozwiązanie się nie godzą.
Może więc pojednawczy pomysł, by uznać granice z 1967 roku jest bardziej prawdopodobny? Niestety jest to mocno wątpliwe, ponieważ Izrael na takim rozwiązaniu mógłby tylko stracić. Palestyńczycy mówiąc o wyrzeczeniu się części roszczeń przekazują jednocześnie inne przesłanie – chcą wspomnianego zaprzestania budowy osiedli i zniszczenia już istniejących osiedli na Zachodnim Brzegu oraz we wschodniej Jerozolimie. Tymczasem Izraelczycy uważają Jerozolimę, święte miasto, za swoją stolicę. W praktyce palestyński „kompromis" to w rzeczywistości żądanie bardziej radykalne niż propozycje, jakie padały jeszcze w 2000 roku, kiedy to wstępnie uzgodniono utrzymanie istniejących osiedli i włączenie ich do Izraela, za co Palestyńczycy mieli otrzymać rekompensatę.
Rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie jest więc, po raz kolejny, łatwy do przewidzenia. Rozmowy załamią się, bo ani Izraelczycy nie zgodzą się na oddanie Arabom ziemi, ani Palestyńczycy nie wyrażą zgody na utrzymanie osiedli. Nie będzie też szans na wolną Palestynę w zamian za oddanie Izraelowi części Jerozolimy. A za jakiś czas, pod presją USA, dialog zostanie wznowiony, by obie strony znów mogły poudawać przed światem, że chcą kompromisu.
Trudno nie zadać sobie w tym momencie pytania: Dlaczego, skoro obie strony wykazują wolę kompromisu, na Bliskim Wschodzie wciąż nie dochodzi do przełomu? To proste - obie strony składają nierealne propozycje. Pomysł by uznać Izrael za państwo żydowskie jest równie niejasny, co niebezpieczny. W praktyce mógłby on skazywać izraelskich Arabów oraz wszelkie nieżydowskie mniejszości, na rolę obywateli drugiej kategorii. Nic więc dziwnego, że Palestyńczycy na takie rozwiązanie się nie godzą.
Może więc pojednawczy pomysł, by uznać granice z 1967 roku jest bardziej prawdopodobny? Niestety jest to mocno wątpliwe, ponieważ Izrael na takim rozwiązaniu mógłby tylko stracić. Palestyńczycy mówiąc o wyrzeczeniu się części roszczeń przekazują jednocześnie inne przesłanie – chcą wspomnianego zaprzestania budowy osiedli i zniszczenia już istniejących osiedli na Zachodnim Brzegu oraz we wschodniej Jerozolimie. Tymczasem Izraelczycy uważają Jerozolimę, święte miasto, za swoją stolicę. W praktyce palestyński „kompromis" to w rzeczywistości żądanie bardziej radykalne niż propozycje, jakie padały jeszcze w 2000 roku, kiedy to wstępnie uzgodniono utrzymanie istniejących osiedli i włączenie ich do Izraela, za co Palestyńczycy mieli otrzymać rekompensatę.
Rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie jest więc, po raz kolejny, łatwy do przewidzenia. Rozmowy załamią się, bo ani Izraelczycy nie zgodzą się na oddanie Arabom ziemi, ani Palestyńczycy nie wyrażą zgody na utrzymanie osiedli. Nie będzie też szans na wolną Palestynę w zamian za oddanie Izraelowi części Jerozolimy. A za jakiś czas, pod presją USA, dialog zostanie wznowiony, by obie strony znów mogły poudawać przed światem, że chcą kompromisu.