Osoby fizyczne i firmy stojące za częścią bułgarskich gazet są obecnie przedmiotem przypuszczeń; niejasne jest pochodzenie środków, za które zostały założone. Największą niewiadomą na bułgarskim rynku prasowym jest duża grupa mediowa wydająca kilka dzienników politycznych i sportowych oraz tygodnik.
Zgodnie z ustawą, informacja o rzeczywistym właścicielu każdego tytułu prasy drukowanej powinna ukazywać się w pierwszym wydaniu każdego nowego roku. W pięć dni po publikacji właściciel powinien złożyć oświadczenie o własności w Ministerstwie Kultury, a resort ten z kolei ma opublikować te dane na swojej stronie internetowej. Jeżeli właścicielem jest spółka, w oświadczeniu należy podać nazwiska osób, do których napływają zyski z jej działalności.
Według autorów ustawy, ma ona zagwarantować przejrzystość mediów w kraju. Jednak sankcje przewidziane za jej nieprzestrzeganie są bardzo niskie: od 500 do 1000 euro za pierwsze naruszenie ustawy i od 1500 do 2500 euro za powtórne. Ustawa nie wprowadza obowiązku publikowania nakładu. Dane o nakładach są jedną z najściślej przestrzeganych tajemnic wydawców.
Istnieją obawy, że zbyt późne przyjęcie ustawy - 20 lat po przemianach politycznych w Bułgarii - nie przyniesie spodziewanych rezultatów, gdyż faktyczni właściciele mieli dość czasu, żeby zatrzeć ślady po licznych przekształceniach własnościowych. W opublikowanym w środę dorocznym raporcie organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) Bułgaria na równi z Grecją zajmuje 70. miejsce pod względem wolności słowa. Jest to najgorsze miejsce krajów unijnych w klasyfikacji.
pap, ps