Republikanie w Izbie Reprezentantów, Demokraci utrzymali Senat

Republikanie w Izbie Reprezentantów, Demokraci utrzymali Senat

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Układ sił w Kongresie i we władzach poszczególnych stanów USA zmienił się na korzyść Partii Republikańskiej (GOP) w wyniku wtorkowych wyborów do Kongresu, na gubernatorów oraz do legislatur stanowych i lokalnych.
Republikanie przejmą po wyborach większość w Izbie Reprezentantów i będą mieli więcej niż dotychczas miejsc w Senacie. Utrudni to prezydentowi Barackowi Obamie realizację jego programu zmian w USA. Nowy Kongres zainauguruje działalność na początku stycznia. We wtorkowych wyborach Partia Republikańska zdobyła co najmniej 60 dodatkowych mandatów w Izbie (dokładne ostateczne wyniki nie są jeszcze znane). Do odebrania większości Demokratom potrzeba ich było minimum 39.

Lider Demokratów ocalony

W Senacie Demokratom udało się utrzymać większość, chociaż stopniała ona do minimum. O zachowaniu większości zadecydowały zwycięstwa urzędującej senator Barbary Boxer w Kalifornii i Daniela Inouye na Hawajach. GOP nie udało się - wbrew nadziejom niektórych strategów tej partii - wygrać w kilku stanach tradycyjnie demokratycznych, jak Delaware, Connecticut i West Virginia. Przegrali tam konserwatywni kandydaci republikańscy popierani przez prawicową Tea Party: Christine O'Donnell, Linda McMahon i John Raese.

Swoje miejsce w Senacie ocalił lider demokratycznej większości Harry Reid w stanie Nevada. Wygrał tam z kandydatką Tea Party, Sharron Angle, znaną z radykalnie prawicowych poglądów. Symboliczną wymowę ma jednak zwycięstwo w Illinois republikańskiego kandydata Marka Kirka, który zajmie w Senacie miejsce zajmowane poprzednio przez Baracka Obamę. W innym śledzonym uważnie przez obserwatorów wyścigu w wyborach do Senatu Republikanin Pat Tomey pokonał w Pensylwanii demokratycznego kongresmana Joe Sestaka.

Republikanie zdobyli też więcej niż poprzednio stanowisk gubernatorów. W rezultacie zdobycia przez GOP większości w Izbie Reprezentantów jej przewodniczącym zostanie od początku przyszłego roku dotychczasowy lider mniejszości John Boehner. Po wyborach Boehner powiedział, że wynik głosowania to "zwycięstwo Amerykanów". Podkreślił jednocześnie, że Republikanie nie powinni traktować swojej wygranej jako "powodu do świętowania".

Komentatorzy zwracają uwagę, że porażka Demokratów - jak wynika z badań opinii publicznej - była przede wszystkim głosem protestu, wynikiem niezadowolenia społeczeństwa z sytuacji w kraju, ze status quo i z działalności urzędujących polityków. Nie jest ona wyrazem zaufania do Partii Republikańskiej; sondaże wskazują, że GOP ocenia się równie krytycznie jak Demokratów.

Obama będzie miał trudniej

Jednak przejęcie większości przez Republikanów w Izbie Reprezentantów i zwiększenie ich reprezentacji w Senacie zasadniczo utrudni prezydentowi Obamie realizację jego programu, przynajmniej w polityce wewnętrznej. Pod znakiem zapytania stoi proponowana przez jego administrację podwyżka podatków dla najzamożniejszych Amerykanów w celu podreperowania pogrążonego w deficycie budżetu państwa.

Po wyborach kongresman Eric Cantor, drugi (po Boehnerze) w hierarchii Republikanin w Izbie Reprezentantów, dał do zrozumienia, że jego partia nie zgodzi się, aby - jak chce Obama - obywateli o dochodach powyżej 200 tysięcy dolarów rocznie wyłączyć z proponowanego przez rząd przedłużenia obniżek podatków uchwalonych za prezydentury George'a W. Busha. Cantor powiedział, że lekiem na deficyt powinny być redukcje wydatków rządowych. Nie wymienił jednak, jakie konkretnie proponuje cięcia.

Jak uważają komentatorzy wypowiadający się m.in. w telewizji MSNBC, podział rządów w Kongresie między dwie partie zaowocuje prawdopodobnie paraliżem prac amerykańskiego parlamentu. Do nowego Kongresu bowiem - zwłaszcza do Izby Reprezentantów - weszło w wyniku wyborów wielu ultrakonserwatywnych polityków wysuniętych przez Tea Party - prawicowy ruch protestu przeciw Obamie, deficytowi budżetowemu i wysokim podatkom. Są oni szczególnie nieprzejednani, sprzeciwiając się jakimkolwiek kompromisom z Demokratami. Praktycznie niemożliwie np. będzie teraz uchwalenie forsowanej przez administrację ustawy "cap and trade", zmierzającej do redukcji emisji gazów cieplarnianych i wsparcia alternatywnych źródeł energii.

Brown za Schwarzeneggera?

Według prognoz telewizji Fox News, demokrata Jerry Brown odniósł we wtorek zwycięstwo nad republikańską rywalką Meg Whitman w wyborach gubernatora stanu Kalifornia posiadającego największą liczbę ludności. Brown był już gubernatorem Kalifornii 20 lat temu i kilkakrotnie, bez powodzenia, ubiegał się o nominację kandydata na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej. Jeśli prognozy potwierdzą się, 72-letni Brown obejmie ponownie stanowisko gubernatora Kalifornii, po republikaninie Arnoldzie Schwarzeneggerze, w wyjątkowo trudnym okresie dla tego stanu borykającego się z dwucyfrowym bezrobociem i olbrzymim deficytem budżetowym.

Miliarderka Whitman, była dyrektor wykonawcza portalu internetowego eBay, przeznaczyła na kampanię wyborczą 140 mln dolarów ze swego osobistego majątku. W referendum, które odbyło się równolegle z wyborami gubernatora, Kalifornijczycy opowiedzieli się przeciwko propozycji zalegalizowania posiadania niewielkiej ilości narkotyków.

zew, PAP