Frattini odniósł się w szczególności do spotkania prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego i kanclerz Angeli Merkel 18 października w Deauville, które nastąpiło w momencie, gdy ministrowie finansów UE uczestniczyli w Luksemburgu w ostatniej sesji negocjacyjnej z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem. Podczas spotkania w Deauville Sarkozy i Merkel porozumieli się co do wzmocnienia sankcji w UE za nadmierny deficyt budżetowy, co dotychczas było przedmiotem różnicy zdań między Berlinem a Paryżem. To otworzyło drogę do porozumienia w tej sprawie w poniedziałek w Luksemburgu na spotkaniu grupy task force złożonej z ministrów finansów "27", która opracowywała ramy wzmocnienia dyscypliny finansowej i zarządzania gospodarczego w UE.
Niektórzy dyplomaci europejscy mówili prywatnie, że mają za złe francusko-niemieckiej osi utrudnianie prac grupy task force pod przewodnictwem Rompuya nad opracowaniem nowych dyrektyw finansowych mających zapobiec kolejnym kryzysom w rodzaju tego, do jakiego doszło w Grecji.
Proponowana przez Frattiniego grupa G6, którą określił jako nieformalny mechanizm konsultacyjny, obejmowałaby Francję, Niemcy, Wielką Brytanię, Włochy, Polskę i Hiszpanię i byłaby poszerzana o inne państwa zależnie od omawianego tematu. Za precedensowy przykład uznał doroczne spotkania ministrów spraw wewnętrznych "szóstki". Frattini wyraził przekonanie, że UE będzie mogła stać się bardziej "wpływowym graczem" na scenie międzynarodowej tylko pod warunkiem, że jej kierownictwo będzie kolektywne.
Berlin zdecydowanie odrzuca sugestie, by spotkanie w Deauville było "dyktatem" wobec innych członków UE. Według niemieckich dyplomatów było ono konieczne, by uzyskać zgodę Francji na wynegocjowanie niektórych zmian w traktacie UE, dzięki czemu mogły one być omawiane na szczycie UE w ubiegłym tygodniu. Dyplomaci ci twierdzą, że Angela Merkel zatelefonowała przed szczytem w celu przeprowadzenia negocjacji do 16 czy 17 przywódców państw UE.
Frattini zapowiedział, że Włochy i inne państwa sprzeciwią się wprowadzeniu do Traktatu z Lizbony istotnych zmian, co wymagałoby jego ratyfikacji przez parlamenty lub w krajowych referendach. - To otworzyłoby puszkę Pandory - ocenił, odnosząc się do wcześniejszej niemieckiej propozycji, by zawiesić prawo głosu państw UE, które złamią nowe zasady.
zew, PAP