Gazeta "Zwiazda" przekonuje, że na los dębu w Bieszenkowiczach wpłynęły też, prócz jego złego stanu, wątpliwości miejscowych władz, czy warto uwieczniać Napoleona. - To jednak najeźdźca - powiedział gazecie Dźmitryj Tałstoj z rejonowej inspekcji zasobów naturalnych. Po fali krytyki w prasie Mikałaj Zabłocki z władz rejonowych obiecał, że ekolodzy zastanowią się, jak dąb ożywić, a pień będzie ogrodzony i stanie się obiektem turystycznym. - Legenda o tym, że dąb związany jest z Napoleonem, nie jest potwierdzona, ale to piękna legenda - przyznał urzędnik w rozmowie z gazetą "Komsomolskaja Prawda".
Czy uda się ożywić dąb, okaże się dopiero wiosną. Botanik z uniwersytetu w Witebsku Leanard Mierżwiński ocenia, że pewne szanse są, bo drzewo ma uśpione pączki - ale dąb "to nie topola czy wierzba, które mogą odrodzić się z byle odłamka".
Dokumenty potwierdzają, że Napoleon w 1812 roku zatrzymał się w dworze Chreptowiczów w Bieszenkowiczach. Portret cesarza siedzącego w cieniu dębu, który miał podobno malować Albrecht Adam, nie zachował się. Jedynie legenda mówi o tym, że Napoleon zgubił pod dębem czapkę.
PAP, arb