Żadnego znaczącego postępu demokracji nie odnotowano podczas niedzielnych wyborów parlamentarnych w Azerbejdżanie - oceniła OBWE, a wraz z nią obserwatorzy z Rady Europy i Parlamentu Europejskiego. Zagraniczni obserwatorzy zaznaczyli, że choć wybory przebiegły w spokojnej atmosferze i z udziałem wszystkich partii opozycyjnych, to jednak nie oznaczały postępu w rozwoju demokracji.
W komunikacie po wyborach, w których zgodnie z przewidywaniami zwyciężyła partia rządząca, wskazano na "istniejące ograniczenia wolności mediów i zgromadzeń, uchybienia w procesie rejestracji kandydatów, które osłabiły opozycję i w rzeczywistości uniemożliwiły ożywioną debatę polityczną". W takich warunkach "wyborcy nie mieli niezbędnych informacji do dokonania wyboru" - podkreślali zagraniczni obserwatorzy.
Partia rządząca Nowy Azerbejdżan prezydenta Ilhama Alijewa zwiększyła w tych wyborach liczbę mandatów w 125-osobowym parlamencie z 64 do ponad 70. Na razie brak ostatecznych wyników oficjalnych. Resztę miejsc miała zdobyć grupa małych partii i tzw. kandydatów niezależnych, lojalnych wobec władz.
Czołowa partia opozycyjna Musawat nie zapewniła sobie ani jednego miejsca w parlamencie. Opozycja skrytykowała wybory jako niezgodne z prawem i stanowiące wyzwanie dla demokracji zachodnich. Opozycja w Azerbejdżanie często zarzuca Zachodowi, że łagodzi krytykę wobec władz w Baku, gdyż nie chce przegrać z Rosją batalii o kaspijskie ropę i gaz, w których Europa widzi możliwość zmniejszenia swej zależności energetycznej od Moskwy.
PAP, arb