Nowe zeznania Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenki – kontrolerów z lotniska pod Smoleńskiem, którzy 10 kwietnia sprowadzali na ziemię polskiego tupolewa – są już przetłumaczone na język polski. Jak informuje „Rzeczpospolita”, "relacje obu kontrolerów, które przekazali rosyjskim śledczym w sierpniu, różnią się od poprzednich w istotnych dla śledztwa kwestiach".
Paweł Plusnin mówił w kwietniu, że przekazał załodze prezydenckiego tupolewa, iż widoczność wynosi 400 metrów, choć wiedział, że tak na prawdę było to ok. 800 metrów. Jak tłumaczył kontroler, zrobił tak, by zniechęcić załogę do lądowania. Według informacji "Rz" Plusnin w ponownym przesłuchaniu zmienił zdanie. Mówił, że widoczność wynosiła 400 metrów, a o 800 mertach już nie wspominał. – Nie ma już twierdzeń, że zaniżył widoczność, by skłonić pilota do lądowania gdzie indziej – mówi informator gazety.
Kolejne rozbieżności dotyczą trzeciej osoby, która miała 10 kwietnia pojawić się na wieży smoleńskiego lotniska. W kwietniu Ryżenko stwierdził, że oprócz niego i Plusnina w dyspozytorni był niejaki – pułkownik z jednostki w Twerze – Krasnokutski. Podczas ponownego przesłuchania kontrolerzy o Krasnokutskim już nie wspominają. Zeznali też, że Tu-154 M był sprowadzany na ziemię według procedur cywilnych, choć wcześniej – w kwietniu – nic o tym nie mówili. – To zaskakujące, bo we wcześniejszym przesłuchaniu takie stwierdzenia się nie pojawiają – mówi informator „Rz". Wiadomo, że w przypadku uznania prezydenckiego lotu za cywilny, rosyjska obsługa wieży ponosiłaby mniejszą odpowiedzialność za katastrofę, bo w takich przypadkach ostateczna decyzja należy do pilotów.
Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy stwierdził: – Mamy do czynienia najprawdopodobniej z manipulacją materiałem dowodowym w kierunku dopasowania go pod jedną tezę dowodową: że winni katastrofy są piloci polskiego samolotu.
"Rzeczpospolita", ps
Kolejne rozbieżności dotyczą trzeciej osoby, która miała 10 kwietnia pojawić się na wieży smoleńskiego lotniska. W kwietniu Ryżenko stwierdził, że oprócz niego i Plusnina w dyspozytorni był niejaki – pułkownik z jednostki w Twerze – Krasnokutski. Podczas ponownego przesłuchania kontrolerzy o Krasnokutskim już nie wspominają. Zeznali też, że Tu-154 M był sprowadzany na ziemię według procedur cywilnych, choć wcześniej – w kwietniu – nic o tym nie mówili. – To zaskakujące, bo we wcześniejszym przesłuchaniu takie stwierdzenia się nie pojawiają – mówi informator „Rz". Wiadomo, że w przypadku uznania prezydenckiego lotu za cywilny, rosyjska obsługa wieży ponosiłaby mniejszą odpowiedzialność za katastrofę, bo w takich przypadkach ostateczna decyzja należy do pilotów.
Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy stwierdził: – Mamy do czynienia najprawdopodobniej z manipulacją materiałem dowodowym w kierunku dopasowania go pod jedną tezę dowodową: że winni katastrofy są piloci polskiego samolotu.
"Rzeczpospolita", ps