Działania te, zwłaszcza nocne naloty na bazy talibów, wzburzyły afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja. W wywiadzie dla "Washington Post" w zeszłym tygodniu powiedział on, że akcje takie osłabiają poparcie Afgańczyków dla misji USA i NATO. Dowódcy amerykańscy odpowiedzieli, że naloty i inne agresywne działania są skuteczne, gdyż zadały talibom druzgocące ciosy. Twierdzą oni, że w ich wyniku znacznie poprawiło się bezpieczeństwo ludności cywilnej w rejonie wokół Kandaharu, gdzie koncentruje się opór talibów.
Jak pisze waszyngtoński dziennik, dostarcza to mocnych argumentów naczelnemu dowódcy wojsk USA i NATO w Afganistanie, generałowi Davidowi Petraeusowi. Uczestniczy on w piątek w szczycie sojuszu w Lizbonie, gdzie państwa członkowskie debatują nad dalszą strategią w wojnie. Rząd USA przywiózł tam plan operacji do 2014 r., kiedy to ma nastąpić wycofanie niemal wszystkich wojsk sojuszu. Eksperci zapowiadają jednak, że prawdopodobnie nie będzie to oznaczać zakończenia działań zbrojnych.
zew, PAP