Taką brutalnie szczerą opinię jest ocena premiera Włoch Silvio Berlusconiego. W tajnych raportach dyplomacji amerykańskiej postrzegany jest on jako "rzecznik" Władimira Putina w Europie . Włoskie media, relacjonując zawartość opublikowanych dokumentów kładą nacisk na uwagę, z jaką amerykańska dyplomacja przyglądała się niezwykle bliskim relacjom szefa włoskiego rządu z premierem Putinem, obejmującym "hojne prezenty" i atrakcyjne kontrakty energetyczne. Do tego stopnia niepokoiło to amerykańskie władze, że na początku tego roku amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton poprosiła ambasady w Rzymie i Moskwie o informacje na temat ewentualnych "osobistych inwestycji" Berlusconiego i Putina, które mogłyby mieć wpływ na politykę zagraniczną i gospodarczą obu krajów.
W raportach mowa jest też o "dzikich imprezach Berlusconiego". Pracownica ambasady USA w Rzymie w następujący sposób opisała w raporcie premiera Włoch: "niezdolny, próżny i nieskuteczny jako nowoczesny lider europejski". Odnotowała też, że jest on "fizycznie i politycznie słaby" między innymi w rezultacie "częstych długich nieprzespanych nocy i skłonności do zabaw", przez które "niewystarczająco wypoczywa".
"Liga arabska" na rzecz zbombardowania Iranu
Ujawnione raporty informują też między innymi o tym, że kraje arabskie i sam król Arabii Saudyjskiej wzywały USA do zbombardowania Iranu. Rijad naciskał na Waszyngton, by "położył kres irańskiemu programowi nuklearnemu" i "uciął głowę węża". Również politycy z Bahrajnu i Jordanii apelowali o przerwanie irańskich zbrojeń "wszelkimi możliwymi środkami". Z korespondencji dyplomatów wynika jednak, że minister obrony USA Robert Gates taki atak uważa za nieskuteczny. waża, że jakikolwiek atak militarny na Iran opóźniłby jedynie jego program nuklearny o dwa do trzech lat.
Rakiety od Kima
Inne dokumenty zawierają informacje, że Iran otrzymał od Korei Północnej zaawansowane technologicznie pociski rakietowe, mogące uderzyć w Europę Zachodnią, a USA niepokoiły się, że Teheran może wykorzystać otrzymane rakiety, jako elementy składowe do budowy rakiet dalekiego zasięgu.
Wśród przecieków są informacje o bezpieczeństwie pakistańskich materiałów nuklearnych, które mogą zostać wykorzystane do skonstruowania bomby atomowej.
Dyplomaci słali raporty o nagminnym wykorzystywaniu przez rząd Chin hakerów. Według ujawnionych dokumentów Pekin prowadził "skoordynowaną kampanię komputerowego sabotażu" wymierzoną w USA i ich sojuszników.
Al-Kaida za saudyjskie pieniądze
Według amerykańskich depesz dyplomatycznych saudyjscy donatorzy pozostają najważniejszym źródłem finansowania terrorystycznej Al-Kaidy.
Szukanie Al-Kaidy w Paragwaju
Według ujawnionych w niedzielę przez portal Wikileaks dokumentów, w 2008 r. rząd USA polecił dyplomatom amerykańskim aby ustalili, czy w Paragwaju jest obecna Al-Kaida lub inne "ugrupowania terrorystyczne". Chodziło o rejon Paragwaju położony blisko granic Argentyny i Brazylii, w którym zamieszkuje dużo emigrantów arabskich. Według tych dokumentów, Departament Stanu USA chciał się dowiedzieć czy nie ma tam Al-Kaidy Osamy Bin Ladena, ale także palestyńskiego Hamasu, egipskiej Dżamali Islamiji, lub agentów irańskich.
Ambasada USA w stolicy Paragwaju - Asuncion otrzymała polecenie ustalenia ewentualnych "planów, zamiarów i projektów" tych ugrupowań a także organizacji ich wspierających.
Waszyngton był także zainteresowany w jakim stopniu władze i służby specjalne Paragwaju wspierają walkę z terroryzmem.
Biały Dom i Pentagon potępiają
Rząd USA potępił publikację tajnych meldunków. "Prezydent (Barack) Obama popiera rządy odpowiedzialne i otwarte w kraju i na świecie, ale ta bezmyślna i niebezpieczna akcja nie sprzyja takim celom" - głosi komunikat Białego Domu. Przed publikacją przecieków Departament Stanu USA ostrzegał, że akcja Wikileaks może zagrozić życiu wielu niewinnych ludzi.
Również Pentagon potępił w niedzielę Wikileaks. Rzecznik resortu obrony USA Bryan Whitman powiedział, że ministerstwo "podjęło liczne kroki, aby zapobiec takim incydentom w przyszłości" i przytoczył, jako przykład takich działań uniemożliwienie ściągania poufnych danych komputerowych na przenośny sprzęt informatyczny.
Kto ujawnił?
Nikt nie został jeszcze oskarżony o przekazanie poufnych informacji portalowi Wikileaks, ale podejrzenie pada na analityka wywiadu Bradleya Manninga, który został aresztowany w Iraku w czerwcu tego roku i oskarżony o to, że był źródłem wcześniejszych przecieków dla Wikileaks.
Ujawniony w niedzielę zbiór 250 tys. depesz ma siedmiokrotnie większą objętość niż udostępniony w październiku przez Wikileaks zestaw około 400 tys. raportów Pentagonu, dotyczących wojny w Iraku.
Demaskatorski portal poinformował wcześniej w niedzielę, że został zaatakowany przez hakerów. Zapewnił jednak, że nawet gdyby przestał funkcjonować, to wspomniane wyżej gazety i tak opublikują przekazane im już wcześniej materiały.
Na kilka godzin przed ujawnieniem dokumentów minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini wyraził w opinię, że zapowiadana przez portal Wikileaks publikacja tych informacji będzie "11 września światowej dyplomacji". "Materiały te rozbiją relacje zaufania między państwami" - oświadczył Frattini, cytowany przez agencję ANSA.
Agencja AFP pisała w niedzielę przed opublikowaniem dokumentów, że perspektywa ujawnienia poufnej korespondencji dyplomatycznej, pochodzącej z amerykańskich placówek dyplomatycznych na całym świecie "przyprawiała Waszyngton o ból głowy".
USA od kilku dni starały się zredukować problem, jakim będzie upublicznienie dokumentów na temat wielu krajów, kontaktując się z nimi i łagodząc wydźwięk poufnych depesz, które mogłyby zepsuć relacje z sojusznikami. Administracja USA ostrzegła między innymi rządy Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady, Danii, Norwegii i Izraela.pap, em