- Nad 250 tys. depesz "pracowało przez kilka tygodni ok. 120 osób z pięciu redakcji - powiedziała Kauffmann. Rosenbach podał, że w redakcji "Spiegela" dokumentami Wikileaks zajmowało się ok. 50 osób. Według Billa Kellera z "New York Times", dzienniki postanowiły stopniowo publikować teksty depesz, "co umożliwia (dziennikarzom) lepsze zrozumienie dokumentów i umieszczenie ich w kontekście". - Daje nam to też więcej czasu na poważne dyskusje z rządem na temat tego, co nie powinno zostać ujawnione opinii publicznej - wyjaśnił Keller.
W porozumieniu z pozostałymi gazetami nowojorski dziennik ostrzegł amerykańską administrację o publikacji - powiedział dziennikarz "Le Monde" Remy Ourdan. Administracja "udzieliła komentarzy, które braliśmy pod uwagę lub nie" - wyjaśnił. Z redakcjami kontaktowali się także przedstawiciele amerykańskich ambasad w ich krajach. - Odbyliśmy kurtuazyjną i uprzejmą rozmowę - powiedziała Kauffmann. - Po przekazaniu dokumentów redakcje nie miały już wiele kontaktów z Wikileaks - wyjaśnia naczelna "Le Monde", dodając, że Wikileaks "ma swoich przedstawicieli, którzy nie są osobami publicznymi". Zdaniem Rosenbacha, dzienniki ustaliły z portalem jedynie datę publikacji. - Dali nam materiał, ale nie rozmawialiśmy z nimi o jego zawartości - dodał.
Ujawnione dotychczas dokumenty zawierają m.in. opinie na temat zagranicznych przywódców i ocenę zagrożeń terrorystycznych i nuklearnych. W poufnych depeszach amerykańskich dyplomatów mowa jest o "Angeli Teflon-Merkel", z kolei Władimir Putin to - zdaniem dyplomatów USA - "samiec alfa", a rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew to osoba "nijaka" i "niezdecydowana". Prezydent Francji Nicolas Sarkozy opisywany jest jako osobowość "przeczulona i autorytarna".
zew, PAP