LeBaron zasugerował w swej depeszy, że "brytyjska tęsknota za aprobatą Waszyngtonu" może być politycznie zdyskontowana przez Amerykanów. Dlatego radził Waszyngtonowi, by oparł się pokusie wyprowadzenia Brytyjczyków z błędu, ponieważ Londyn przekonany o "specjalnych stosunkach" będzie bardziej skłonny do pomocy Amerykanom. "Zaangażowanie przez Wielką Brytanię środków finansowych, wojskowych i dyplomatycznych do wsparcia globalnych priorytetów USA nie ma sobie równych" - napisał dyplomata ambasady USA w Londynie w swej depeszy dyplomatycznej.
Z innych depesz wynika m.in., że wysocy rangą politycy partii konserwatywnej: William Hague i Liam Fox w okresie przedwyborczym zapewniali Amerykanów o swej silnej proamerykańskiej orientacji. W czasie spotkania z LeBaronem z 2008 r. Hague zapewnił, że lider torysów, obecny premier David Cameron, Fox (wówczas opozycyjny rzecznik ds. obrony) i on sam są "dziećmi Margaret Thatcher", mając na myśli jej silnie proamerykańską politykę i bliskie polityczne stosunki z ówczesnym prezydentem Ronaldem Reaganem. Z kolei Fox w rozmowie z ambasadorem USA w Londynie Louisem Susmanem zapewnił, że stosunki Londynu z Waszyngtonem będą szczególnie bliskie w obronności i będą rozwijane m.in. w celu zwiększenia zakresu operacyjnego współdziałania sił zbrojnych obu państw. W tym kontekście zasugerował, że Londyn może zwiększyć zakupy amerykańskiego sprzętu wojskowego.
- To, co wychodzi z tych depesz, to wszechobecny brak poczucia bezpieczeństwa Brytyjczyków w ich stosunkach z Waszyngtonem - ocenia komentator dyplomatyczny BBC Jonathan Marcus. - Widać to w sposobie interpretowania w Londynie niektórych wczesnych działań Baracka Obamy - dodał. Opublikowane wcześniej depesze sugerowały, że Amerykanie mają niskie wyobrażenie o brytyjskiej operacji wojskowej na południu Afganistanu. W piątek sekretarz stanu Hillary Clinton przeprosiła za te opinie brytyjski rząd i opinię publiczną.
PAP, arb