Lojalność wobec Gbagbo zadeklarowała już armia. Ouattarę z kolei poparli rebelianci oraz premier Guillaume Soro, który także należał do rebeliantów i zapowiedział, że ustąpi z urzędu. Również światowi przywódcy, w tym prezydent USA Barack Obama oraz ONZ i Wspólnota Gospodarcza Krajów Afryki Zachodniej (ECOWAS), uważają, że w wyborach, które miały zażegnać podziały, zwyciężył Ouattara. Sekretarz generalny ONZ pogratulował mu nawet wygranej. Prezydent Francji, do której należało kiedyś WKS, Nicolas Sarkozy nazwał zwycięstwo Ouattary "niekwestionowanym". Takie komentarze może wykorzystać Gbagbo, który gra na antyfrancuskich nastrojach.
Zdaniem dyplomatów z Nowego Jorku Rosja, której koncern naftowy Łukoil prowadzi na WKS wydobycie, zablokowała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ udzielenia oficjalnego poparcia Ouattarze. Brak jednomyślności w Radzie Bezpieczeństwa miał zachęcić Gbagbo do ignorowania międzynarodowych apeli. - Będę współpracował ze wszystkimi krajami świata, ale nigdy nie zrezygnuję z suwerenności - oświadczył prezydent po zaprzysiężeniu, które transmitowano w telewizji. Obóz jego zwolenników grozi, że wyrzuci z kraju przedstawiciela ONZ.
Z kolei partia, na której czele stoi Ouattara, ostrzegła, że jeśli odebrane zostanie mu zwycięstwo, kraj może znowu pogrążyć się w konflikcie między północą a południem. Mieszkańcy Abidżanu twierdzą, że w nocy z piątku na sobotę słyszeli strzały w kilku dzielnicach oraz ciężką broń w Port Bouet w pobliżu lotniska, jednak nie wiadomo, kto do siebie strzelał. W sobotę doszło do demonstracji w kilku miastach, w tym w Abidżanie oraz położonym na północy kraju Bouake, których uczestnicy palili opony, jednak żadna z nich nie miała znacznych rozmiarów. Unia Afrykańska zapowiada, że wyśle na Wybrzeże Kości Słoniowej byłego prezydenta RPA Thabo Mbekiego, by spróbował znaleźć rozwiązanie tego kryzysu. W ciągu ostatnich 10 dni w wyniku ataków związanych z wyborami na WKS zginęło co najmniej 15 osób.
PAP, arb