W nocy z piątku na sobotę pożar dotarł do kolektywnego gospodarstwa rolnego, moszawu Nir Etzion i do kolonii domów zamieszkanych głównie przez artystów - Ein Hod oraz do parku przyrody Hai-Bar. Miejscowości te zostały ewakuowane w czwartek, pierwszego dnia pożaru. Niektórzy ich mieszkańcy natychmiast wrócili i w piątek straż i policja musiały ich ewakuować ponownie - tym razem już z płonących domów.
Izraelczycy musieli odwołać się do międzynarodowej pomocy, ponieważ Izrael nie miał sprzętu i urządzeń gaśniczych wystarczających do walki z klęską żywiołową na tak wielką skalę. Premier Benjamin Netanjahu mówiąc o oburzeniu, jakim izraelska opinia publiczna zareagowała na nieprzygotowanie Izraela do walki z wielkim pożarem, tłumaczył, że "żadne państwo nie potrafiłoby samo, bez zagranicznej pomocy, ugasić tak ogromnego pożaru". Izraelski rząd wyczarterował już specjalnego Boeinga 747, przystosowanego do gaszenia pożarów z powietrza: zabiera on w swych zbiornikach 76 000 litrów wody, 16-krotnie więcej, niż przeciętny samolot gaśniczy. Dziesięć samolotów gaśniczych przysłanych przez Cypr, Turcję, Rosję (hydroplan ze zbiornikiem na 42 000 litrów wody) i Francję oraz pięć śmigłowców z Cypru i Wielkiej Brytanii wykonywało loty razem z dziesięcioma samolotami izraelskimi. W nocy z soboty na niedzielę oczekuje się w Izraelu przybycia dalszych ośmiu samolotów wyspecjalizowanych w gaszeniu wielkich pożarów. - Lecą z USA, Hiszpanii, Niemiec. Dalsze przybędą ze Szwajcarii, Włoch, Norwegii, Chorwacji i Holandii - zapowiedział Netanjahu, informując, że rozmawiał telefonicznie w sprawie pomocy z trzydziestoma przywódcami na świecie. Netanjahu rozmawiał także z palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem, który wyraził ubolewanie z powodu nieszczęścia i złożył mu wyrazy współczucia w związku ze śmiertelnymi ofiarami żywiołu, a także ofiarował pomoc Palestyńczyków.
PAP, arb