W czasie Zjazdu, w którym w reprezentacyjnym Pałacu Republiki uczestniczy 2,5 tys. delegatów, urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka zapowiedział, że nie będzie odpowiadać na krytykę ze strony swoich oponentów. - Cierpiałem już tyle, ścierpię krytykę jeszcze przez dwa tygodnie - oznajmił. - Nie dostaniecie kraju. Nie damy wam go rozszarpać, on kosztował nas bardzo wiele - zwrócił się do opozycji.
Na wiecu przed dworcem Niaklajeu ponownie wezwał ludzi, by przyszli wieczorem 19 grudnia, w dzień wyborów prezydenckich, na Plac Październikowy w Mińsku. Zapewnił, że demonstracja będzie pokojowa i ostrzegł, by nie reagować na niej na prowokacje. Kandydat na prezydenta, który bezskutecznie ubiegał się o włączenie go w skład delegatów Zjazdu Ludowego, odczytał fragment przemówienia, które chciał na nim wygłosić. Wraz z Sannikauem podpisał też apel do Centralnej Komisji Wyborczej o - jak to określili - "jedną godzinę prawdy w telewizji". Zgromadzeni ludzie, w różnym wieku, zachowywali się swobodnie; reagowali śmiechem i brawami na żarty mówców, podchwytywali piosenki i wielokrotnie odpowiadali okrzykiem: "Żywie Biełaruś" ("Białoruś żyje!").
PAP, arb