Szef MSZ pytany w TVP1, czy Rosja jest potencjalnym agresorem, odpowiedział: "mam nadzieję, że nie". - Mamy teraz znacznie lepsze stosunki niż kiedyś, ale dwa lata temu, wtedy, gdy rozgorzał konflikt rosyjsko-gruziński, to nie wyglądało dobrze - przyznał minister. Odnosząc się do swoich słów relacjonowanych w depeszy amerykańskiej ambasady, Sikorski tłumaczył, że 10-15 lat "to jest taki horyzont planowania, to nie oznacza, że coś będzie zagrożeniem, tylko że przez 10-15 lat właśnie zagrożenia nie będzie i że można w perspektywie tego okresu budować system obronny". W ocenie ministra, ujawniona depesza "pokazuje, że trzeba z ostrożnością podchodzić do tych materiałów, ponieważ tylko dlatego, że coś jest tajne nie znaczy, że jest w 100 proc. prawdziwe, czy wierne".
Zdaniem Sikorskiego, amerykański protokolant "albo źle zrozumiał, albo źle zapisał" jego słowa. - To był okres konfliktu gruziński-rosyjskiego, ja mogłem powiedzieć o zagrożeniu dla stabilności w Europie, bo wtedy uważałem, po twardym wystąpieniu premiera Putina na szczycie w Bukareszcie w sprawach Ukrainy, że następnym zarzewiem konfliktu może być sprawa Krymu i stacjonowania tam Floty Czarnomorskiej - tłumaczył Sikorski. W kwietniu 2008 roku na szczycie NATO w Bukareszcie ukraińscy politycy uzyskali deklarację, że w przyszłości ich kraj będzie członkiem Sojuszu. Prezydent Rosji Władimir Putin ostrzegł wówczas, że w razie przyjęcia Ukrainy do NATO "państwo to przestanie istnieć". Z kolei Ukraina przekazała wtedy Rosji memorandum, mówiące o "etapach i porządku wyprowadzenia do 28 maja 2017 roku formacji wojskowych Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej z terytorium Ukrainy. Jednak w kwietniu 2010 roku Kijów zgodził się na wydłużenie przez Moskwę dzierżawy bazy Floty Czarnomorskiej stacjonującej na Krymie. Flota będzie tam mogła zostać co najmniej do 2042 roku.
PAP, arb