Damy w Bieli demonstrowały w piątek w trzech punktach Hawany jednocześnie, wzywając do uwolnienia więźniów politycznych: przed Kombinatem Wschodnim, więzieniem "15/80" i Ministerstwem Sprawiedliwości.
Kobiety te domagają się zwolnienia ostatnich jedenastu z 75 "politycznych", uwięzionych w 2003 roku. Ich wolność wynegocjował kubański Kościół katolicki w rozmowach z rządem. To żony, matki i krewne tych opozycjonistów, które demonstrują od kilku lat na ulicach stolicy Kuby. Tym razem Damy w Bieli podzieliły się na trzy grupy po kilkanaście osób, aby utrudnić ewentualną interwencję policji. Ta jednak nie reagowała. Protest trwał około 15 minut, kobiety wznosiły okrzyki "Wolność dla więźniów!". Poprzedniego dnia, w czwartek, który był na świecie Dniem Praw Człowieka, Damy w Bieli przeszły ulicami śródmieścia Hawany. Na trasie ich demonstracji zebrały się grupki młodzieży, nie więcej niż dwieście osób. Głośno protestowały przeciwko tej demonstracji.
Jedenastu członków opozycji, którzy wciąż jeszcze nie zostali zwolnieni, odmówiło wyjazdu z Kuby. Opuszczenie wyspy było warunkiem postawionym przez stronę rządową. Większość spośród tych, których zwolniono, wyjechała wraz z członkami rodzin do Hiszpanii. Kubański kardynał Jaime Ortega zapewniał w tych dniach, że i pozostała jedenastka zostanie wkrótce zwolniona. - Część więźniów została zwolniona, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło, władza pozostaje totalitarna i represyjna - powiedziała dziennikarzom Laura Pollan, przywódczyni Dam w Bieli. Jej mąż, Hector Maseda, jest jednym z pozostających jeszcze w celi.
zew, PAP