Sannikau, szef kampanii "Europejska Białoruś", oświadczył: "Opozycja ma zasadę - sprzeciw bez przemocy. Nigdy nie rezygnujemy i nie zrezygnujemy z tej zasady. To władze białoruskie stosują przemoc podczas pokojowych demonstracji sił demokratycznych". Opisując intencje opozycji, oświadczył: - Zbieramy się na placu i przede wszystkim będziemy oczekiwać na rezultaty obserwacji, informacje z komisji wyborczych, wyniki głosowania i będziemy decydować, co robić dalej. Naród zdecyduje na placu.
Tymczasem białoruskie MSW i KGB wydały w sobotę oświadczenie, w którym piszą o "radykalnie nastrojonych siłach politycznych", które "sztucznie starają się wzniecać napięcie i sprzeciw w społeczeństwie". Wspólne kolegium obu resortów "kategorycznie zaprzecza kłamstwom o przygotowywanych przez służby specjalne prowokacjach". Oponenci władz nazywani są w oświadczeniu "politycznymi awanturnikami".
Wcześniej już na temat opozycyjnego wiecu wypowiedziała się prokuratura, szef KGB Wadzim Zajcau i prezydent Alaksandr Łukaszenka, który w wyborach ubiega się o czwartą kadencję. On również zarzucił opozycji, że przygotowuje prowokacje. - Nie daj Boże - ostrzegł Łukaszenka - jeśli tylko ktoś przekroczy ten Rubikon, do którego w ogóle nie należy się zbliżać. Reakcja milicji i wojska powinna być adekwatna i surowa - zaznaczył. Przed kilkoma dniami pojawiły się w mediach informacje, że do stolicy sprowadzane są dodatkowe siły wojskowe. Transportery opancerzone i ciężarówki z żołnierzami pojawiły się na trasie do Mińska. Ministerstwo obrony oświadczyło, że była to grupa, która wracała z poligonu do miejsca stałej dyslokacji.
pap, ps