Zgodnie z ustawą Rada ds. Mediów będzie mogła wymierzać mediom dotkliwe kary za publikacje, które m.in. "nie są zrównoważone politycznie". Kary mogłyby wynosić do 200 mln forintów (700 tys. euro) w przypadku telewizji i 25 mln forintów (89 tys. euro) w przypadku dzienników lub publikacji internetowych. Rada miałaby też prawo kontrolować wszystkie dokumenty mediów jeszcze przed stwierdzeniem wykroczenia. Według projektu dziennikarze byliby zobowiązani ujawniać swoje źródła w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Członków Rady ds. Mediów wybierałby parlament - w którym rządząca obecnie centroprawicowa partia Fidesz ma konstytucyjną większość - a jej szefa powoływał na dziewięcioletnią kadencję sam premier.
Projekt był ostro krytykowany przez organizacje węgierskie i międzynarodowe, których zdaniem będzie on skłaniać media do autocenzury. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) zwracała rządowi węgierskiemu uwagę na zagrożenia dla wolności słowa, jakie niesie ze sobą reforma medialna w tej postaci. "Jeśli projekt reformy medialnej zachowa obecną postać, poważnie ograniczy pluralizm mediów i niezależność prasy, zlikwiduje autonomię misji publicznej mediów, spowoduje zamarcie wolności słowa i debaty publicznej, a wszystko to są kluczowe wartości w demokracji" - pisała na początku września przedstawicielka OBWE ds. wolności mediów Dunja Mijatović w liście do węgierskiego ministra spraw zagranicznych Janosa Martonyia.
Węgierski parlament pod koniec lipca przyjął pierwszą część krytykowanej reformy, dotyczącą zmiany struktury nadzoru mediów publicznych.pap, ps