- Wybory na Białorusi były farsą jeśli chodzi o liczenie głosów - przekonuje w rozmowie z Polskim Radiem Paweł Poncyljusz, który w czasie wyborów był jednym z obserwatorów z ramienia OBWE. Poncyljusz podkreśla, że samo głosowanie przebiegało zgodnie ze standardami demokratycznymi - ale po zamknięciu lokali wyborczych demokracja się skończyła.
- Członkowie komisji po prostu zaczęli się zajmować sobą, odgrodzono nas jako obserwatorów, postawiono między nami a komisją jeszcze specjalnych dyżurnych, którzy patrzyli na nas tak jakby byli ochroniarzami jakiejś bardzo ważnej osoby. Odległość do stołu, na którym liczono głosy wynosiła około pięciu metrów. Następne pięć metrów dzieliło nas od miejsca, gdzie składano głosy, ale to tego już nikt nie widział - relacjonuje przebieg wyborów na Białorusi Poncyljusz. Dodaje, że już po godzinie przewodnicząca komisji w której był obserwatorem ogłosiła, jakie są wyniki. - Liczenie było nieprzejrzyste. Około połowa obserwatorów nie miała żadnej możliwości patrzenia na ręce członkom komisji, a przecież członkowie komisji są nominowani przez administrację lokalną bądź rządową - podkreśla poseł PJN.
Poncyljusz tłumaczy, że brak przejrzystości i niedopuszczenie obserwatorów do miejsca, w którym były liczone głosy sprawia, że Zachód nie jest w stanie udowodnić żadnych nadużyć. - Można by o tym mówić, gdybyśmy widzieli, że oddano sto głosów na Aleksandra Łukaszenkę, a ktoś ogłasza tysiąc dwieście. Nam po prostu tylko ogłoszono, jakie są wyniki - ubolewa polityk.
Poseł PJN pytany o to dlaczego politycy Samoobrony (m.in. Andrzej Lepper), którzy również obserwowali wybory stwierdzili że przebiegły one zgodnie z prawem zauważa z przekąsem, że w momencie gdy w lokalach wyborczych liczono głosy "Andrzej Lepper udzielał wywiadu w największej białoruskiej telewizji". - Zapytałem go, czy obserwował sam proces liczenia głosów, i on jasno i uczciwie powiedział, że nie - podkreśla Poncyljusz.
Poncyljusz tłumaczy, że brak przejrzystości i niedopuszczenie obserwatorów do miejsca, w którym były liczone głosy sprawia, że Zachód nie jest w stanie udowodnić żadnych nadużyć. - Można by o tym mówić, gdybyśmy widzieli, że oddano sto głosów na Aleksandra Łukaszenkę, a ktoś ogłasza tysiąc dwieście. Nam po prostu tylko ogłoszono, jakie są wyniki - ubolewa polityk.
Poseł PJN pytany o to dlaczego politycy Samoobrony (m.in. Andrzej Lepper), którzy również obserwowali wybory stwierdzili że przebiegły one zgodnie z prawem zauważa z przekąsem, że w momencie gdy w lokalach wyborczych liczono głosy "Andrzej Lepper udzielał wywiadu w największej białoruskiej telewizji". - Zapytałem go, czy obserwował sam proces liczenia głosów, i on jasno i uczciwie powiedział, że nie - podkreśla Poncyljusz.
Polskie Radio, arb