W odpowiedzi Juszczenko oznajmił, że gotów jest ponownie przekazać do laboratoriom próbki krwi, które przechowuje po pobraniu z 2005 roku. - Poprosiłem (wtedy) o próbkę krwi doskonale rozumiejąc, że w śledztwie może dojść do różnych ekscesów. Pomyślałem, że zatrzymam tę krew, która została opieczętowana przez Prokuraturę Generalną, Ministerstwo Zdrowia w 2005 roku - powiedział dziennikarzom w piątek były prezydent.
Juszczenko ciężko zachorował po kolacji w Kijowie we wrześniu 2004 roku, w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej, w której jako kandydat ówczesnej opozycji rywalizował o stanowisko szefa państwa z kandydatem obozu władzy, obecnym prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Badający wtedy Juszczenkę lekarze ustalili, że choroba jest wynikiem zatrucia dioksynami. Ich poziom we krwi polityka przekraczał normę aż 50 tysięcy razy.
W 2009 roku poważne czasopismo medyczne "Lancet" opublikowało opracowanie, z którego wynika, że dioksyny w organizmie Juszczenki były tak czyste, że bez najmniejszych wątpliwości powstały w laboratorium. Niezwiązany z opracowaniem w "Lancecie" naukowiec z wydziału chemii uniwersytetu Cambridge John Emsley uważał wtedy, że poziom dioksyn w ciele Juszczenki świadczy o próbie jego otrucia. Jeszcze kiedy Juszczenko był u władzy prokuratura ukraińska ustaliła, że polityk został zatruty dioksynami wyprodukowanymi w laboratorium w Rosji, Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii. Toczące się od kilku lat śledztwo nie ustaliło, kto stoi za próbą otrucia.
W czasie pomarańczowej rewolucji 2004 roku, która wybuchła w odpowiedzi na fałszerstwa podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich dokonywane przez obóz Janukowycza obecny prokurator generalny Pszonka pełnił funkcję zastępcy prokuratora generalnego. Zaliczany był wtedy do grupy osób opowiadających się za fizyczną rozprawą z protestującymi na centralnym placu Kijowa zwolennikami Juszczenki.
pap, ps