Jak pisze jednak środowy "Washington Post" w korespondencji z Kabulu, oceny tej zupełnie nie podzielają nie tylko Afgańczycy, lecz nawet dyplomaci z państw NATO i przedstawiciele armii USA. Statystyki wykazują, że w zeszłym roku skala przemocy w Afganistanie nasiliła się znacznie. O 60 procent wzrosła liczba żołnierzy amerykańskich zabitych przez podkładane przy drogach bomby, nazywane przez Pentagon IED (skrót od improvised explosive device - improwizowane urządzenia wybuchające).
W 2010 roku od bomb tych zginęło 268 żołnierzy, a ponad 3360 zostało rannych. Liczba zabitych jest mniej więcej równa łącznej liczbie śmiertelnych ofiar takich zamachów w trzech poprzednich latach wojny afgańskiej. Przedstawiciele armii USA tłumaczą to nasilenie ataków wskazując, że w zeszłym roku znacznie zwiększono liczbę żołnierzy amerykańskich i NATO w Afganistanie i że nasiliły się walki z talibami.
W wygłoszonym we wtorek orędziu o stanie państwa prezydent Barack Obama ponownie zapowiedział, że w lipcu wojska USA "zaczną się wycofywać z Afganistanu". Dowódcy sił zbrojnych, z Petraeusem włącznie, podkreślają jednak, że większość wojsk pozostanie tam prawdopodobnie dłużej - co najmniej do 2014 roku.
zew, PAP